Przejdź do głównej zawartości

#o6o. Inna

Hej! Czytacie bloga? Zaglądacie na niego jeszcze? W każdym razie, dziękuję za każde wyświetlenie, naprawdę! Jeszcze dziś (ew. jutro) pojawi się nowa zakładka - "Archiwum". Myślę, że dzięki niej będzie Wam łatwiej szukać wybranych notek ;).
Dobra, okay, nie będę już przedłużać, tylko czytajcie rozdział. ^^

Avek (c) Dżoł.


Wieczór upłynął źle, od razu dało się to rozpoznać. Nie miałam ochoty na nic. Liam mną pogardzał, zresztą... nic nie miało sensu. Czułam się kompletnie rozbita psychicznie. Nie mogłam zasnąć, bo zaraz przed oczami przewijało się moje życie. Jak wyglądało półtora roku temu, kiedy byłam bardzo szczęśliwa. Kiedy planowałam wspólne życie z Valtorem. Kiedy miałam przyjaciółki. Kiedy byłam prawowitą księżniczką. Kiedy nie miałam siostry.
Kiedy miałam ochotę żyć.
Obudziłam się około dziesiątej, tak wnioskowałam z wyświetlacza komórki. Straciłam orientację w tym, jaki jest dzisiaj dzień. Miałam gdzieś to, że nie będę na wykładach, o ile one dzisiaj miały się odbyć. Hanki już nie było w domu, zostawiła mi kartkę, że idzie do pracy. Skończyła studia, chociaż nie wiedziałam, czy przypadkiem z nich nie zrezygnowała. Nigdy nie chciała mi powiedzieć, na jakim kierunku studiowała.
Postanowiłam, że muszę poszukać adresu Olivii. Alexa pisała mi, że dalej nie ma z nią żadnego kontaktu. W biurku mojej współlokatorki najpierw niczego nie znalazłam. Zainteresowała mnie koperta "Natychmiast do wyrzucenia". Wyjęłam ją i położyłam obok siebie. Po głębszych poszukiwaniach znalazłam jej pamiętnik, jednak nie miałam serca do niego zaglądać. Po chwili znalazłam coś w rodzaju katalogu - trzeba było wyjąć karteczkę z imieniem i poszukać pierwszych liter nazwiska. Wynikało z tego, że Hanka ma, lub miała, naprawdę wielu znajomych. Wreszcie znalazłam literkę "O". Olivia. Osób o tym imieniu było bardzo dużo, więc przewinęłam do nazwiska zaczynającego się na "Mc". Na karteczce widniał numer telefonu, e-mail i adres. Szybko zapisałam te trzy rzeczy, schowałam wszystko w odpowiedniej kolejności, zamknęłam biurko, zabrałam swój notes i kopertę. Zdążyłam zamknąć drzwi od pokoju Hanki, gdy usłyszałam jakieś kroki na korytarzu. Szybko poszłam do swojego pokoju i włączyłam radio, w tym samym czasie ubierając się.
Jedząc śniadanie, usłyszałam zgrzyt klucza w zamku.
- O, hej, myślałam, że jesteś na wykładach - powiedziała Hanka, wieszając kurtkę na stojaku.
- Dzisiaj źle się czułam i postanowiłam sobie odpuścić - odparłam, przegryzając kanapkę. - A ty nie jesteś w pracy? Myślałam, że ciężko harujesz przy dokumentach.
- No tak - przyznała. - Ale dali nam chwilową przerwę, bo podobno wczoraj jakaś burza była i mamy awarię systemu. A tak poza tym, jak udało się spotkanie z Liamem?
- No... dobrze - starałam się powiedzieć to szybko, ale ze smutku miałam ściśnięte gardło. - Skończyliśmy prezentację.
- Oj, widzę, że nie jesteś w humorze - odparła Hanka i krzywo popatrzyła na zegarek. - Muszę lecieć. Jak za pół godziny nie zjawię się w robocie, to szef mnie wyrzuci.
- Przecież masz dużo czasu...
- Korki są.
I moja współlokatorka pognała na autobus, a ja przebrałam się, nałożyłam kurtkę i ruszyłam pod wskazany adres.

Trafiłam do dosyć obskurnej, biednej dzielnicy. Pod kamienicą Liv zobaczyłam lekko wychudzone dzieci. Część z nich bawiła się starą, na oko wielokrotnie sklejaną piłką, dziewczynki na przemian skakały na rozpadającej się skakance, pozostałe dzieci bawiły się starymi lalkami. Zobaczyłam jedną dziewczynkę, która siedziała sama i coś pisała. Miała podkrążone oczy i lekko nieobecny wzrok. Nie miałam odwagi do niej pójść. I tak widziałam za dużo dzieci. A taka głupia, naiwna dziewczyna jak ja myślała, że coś takiego istnieje tylko w złych bajkach. Myślałam, że to ja mam źle, a te dzieci oddałyby wszystko za to, by rano jeść śniadanie, wracać ze szkoły i mieć dobry obiad, a wieczorem kolację; żeby chodzić w ciepłych ubraniach i nie mieszkać w biednej dzielnicy.
Powoli szłam do mieszkania Olivii. Podłoga powoli rozpadała się, ściany były nieszczelne, a mieszkania były małe. Liv mieszkała na czwartym piętrze. Zapukałam do jej drzwi. Otworzyła mi ładna nastolatka z białymi, długimi włosami. Na twarzy nie miała ani grama makijażu. Była nawet wysoka, mniej więcej mojego wzrostu. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to jest Liv.
- Co ty tu robisz? - warknęła.
- Wszyscy się o ciebie martwią, nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na SMS-y... - zaczęłam.
- Wejdź, nie zamierzam ci się tu tłumaczyć. Jeszcze usłyszą - odparła chłodno. Weszłam za nią do środka. Mieszkanie było biedne, gdzieniegdzie widniały meble, które powoli próchniały. Pokoiki były pomalowane na biało, choć ten kolor żółkł. Tylko jeden pokoik się wyróżniał. Był pomalowany na jasny fiolet, meble odnowione w białym kolorze. Dywan był miękki, jasnoróżowy. W kąciku stała niewielka toaletka, na której stało pełno kosmetyków. Olivia podeszła do niej i otworzyła ją. W środku była niezliczona ilość kosmetyków, zaś w szafie - bardzo dużo ubrań. Usiadłam na miękkim dywanie.
- Ładnie masz tutaj - powiedziałam.
- Chyba tylko w tym pokoju - prychnęła. - Ojciec przepija wszystkie pieniądze, chyba chce nas wygłodzić na śmierć. Gdybym nie pracowała popołudniami i w weekendy, to poumieralibyśmy z głodu. A co myślałaś? Że ja poważnie zachorowałam? Nic podobnego...
- To dlatego nie ma ciebie na wykładach? - spytałam.
- Nie... - powiedziała cicho i odwróciła głowę w stronę okna, próbując powstrzymać łzy. Jej oczy zaszliły się, a ona usiadła na szykownie posłanym łóżku i zaczęła płakać. Podeszłam do niej, nie wiedząc, co się dzieje.
- Co się stało?
Liv chlipnęła.
- Nie mówiłam o tym tobie ani Hance, ani nikomu. Ja... ja miałam chłopaka. Cały czas go ukrywałam, choć byłam z nim prawie rok. Ja jestem z biednej dzielnicy. Od kiedy poszłam do liceum, popołudniami odrabiałam lekcje i zajmowałam się rodzeństwem. Byłam, i zresztą dalej jestem dla nich jak matka. Zawsze to ja byłam dla nich najważniejsza. Dzięki mnie są takie mądre, dobrze się uczą, bo powtarzam im, że dzięki temu będą mogły mieć pieniądze tak jak ja. W liceum szykanowali mnie, obrażali, w końcu postanowiłam przenieść się do innej szkoły. Znalazłam swoich znajomych, oni znaleźli mi weekendową pracę i w miarę normalni funkcjonowałam. Wtedy też poznałam Petera. Świetny chłopak z dobrego domu, bardzo lubiany w szkole zwrócił na mnie uwagę i zostaliśmy parą dokładnie w walentynki. Któregoś razu poszliśmy na imprezę. Peter był pijany, klepał inne ślicznotki po tyłkach i namawiał mnie, żebym ja też się z kimś zabawiła. Odmówiłam. Zaciągnął mnie, do pokoju, rozebrał i zgwałcił.
Zszokowana patrzyłam w jej stronę. Widać było, że się rozklejała, ale była twarda i nie chciała przerywać. Nie mogłam uwierzyć, że to dotknęło ją, roześmianą ślicznotkę.
- Nie mówiłam jemu nic, nie zgłaszałam tego na policję - kontynuowałam. - Myślałam, że zrobił to pod wpływem alkoholu, że mnie kocha. Zresztą, później przepraszał mnie. Później okazało się, że mnie zdradził, ale nie robiłam z tego afery. Zaślepiona miłością, wybaczyłam mu. Dwa miesiące zaczęłam mieć dziwne mdłości. Najpierw zignorowałam to, ale później pełna obaw zrobiłam test ciążowy. Wynik był pozytywny. Przeraziłam się i powiedziałam o wszystkim Peterowi. Ten poszedł ze mną do swojego wujka, ginekologa i to potwierdziło moje obawy. Peter dał mi dość sporą sumę pieniędzy, żebym poszła do jakiegoś ginekologa, nazmyślała coś i usunęła. Poszłam do znajomej i powiedziałam, że zostałam zgwałcona i nie chcę tego dziecka. To była prawda. Miałam za dużo planów na przyszłość. Przed wizytą zadzwoniłam do swojego chłopaka, a ten pocieszał mnie i poweidział, że nigdy mnie nie opuści, czegokolwiek bym nie zrobiła. Więc poszłam, odkładając pieniądze w skarbonce. Udało się bez żadnych komplikacji, ale to mnie nie obchodziło. Przyłapałam Petera w łóżku z jakąś dziewczyną i wtedy zerwał ze mną. Rozumiesz to?
- Rozumiem - odparłam ku jej zaskoczeniu.
- To opowiedz mi swoją historię.
- Okay, ale musisz coś obiecać - ty nie powiesz nikomu mojej, a ja zrobię to samo. Nigdzie tego nie zapiszę, przepadnie jak kamień w wodę.
- Okay - obiecała.
- No to tak - zaczęłam. - Pewnie znasz mnie dosyć dobrze. Nie nazywam się Veronique, tylko Stella. Tak, ta księżniczka Stella z Solarii. Wszyscy ją znają i podziwiają, bo zdobyła magiczne moce, jest bogata, śliczna i zabawna, dlatego każda dziewczyna chciałaby się z nią, to znaczy ze mną zamienić. Jednak nikt nie widział, jaka jest prawda. Stella cierpiała z powodu rozwodu rodziców, jednak to nie było najgorsze. Któregoś dnia odkryła związek jej najlepszej przyjaciółki, Bloom z jej chłopakiem, Brandonem. Wtedy uciekła z Solarii i trafiła na ziemię, gdzie zaprzyjaźniła się z dziewczyną o imieniu Suzanne. Gdy pracowała z nią w kawiarni, spotkała dawnego wroga, Valtora. Nie miał złych intencji, tak naprawdę Stella od zawsze się jemu podobała. I tak związek, z pozoru skazany na porażkę, kwitł i przerodził się w ukrywany romans. Okazało się, że Suzanne to przyrodnia siostra Stelli - wszyscy najpierw myśleli, że jest podmieniona, ale... ech, innym razem tobie wyjaśnię. Później wybuchła wojna na Solarii, gdyż powróciła taka planeta zwana Helarią. Suzanne weszła do tego królestwa jako szpieg, Kiara. Zaprzyjaźniła się z Eternity, córką królowej i Angie, opiekunką dziewczyny. Stella dowiedziała się, że Valtor miał kiedyś romans z Princesą i to on projektował roboty, bo nie chciał, żeby ktoś się o tym dowiedział. Cudownie Helaria została pokonana, a księżniczka pogodziła się z Valtorem. Niestety, w dniu jej dwudziestych trzecich urodzin wszystko się wydało i rodzice rozkazali jej się z nim rozstać. Nie chciała go opuszczać, ale podczas spotkania rozdzieliły ich straże i Valtora wsadzono do celi, a Stella otrzymała areszt domowy do momentu jego opuszczenia. Chłopaka wypuszczono i dano mu nowe dokumenty, by rozpoczął nowe życie. Księżniczka zaś była nieszczęśliwa, chciała go odszukać. W tym czasie urodziła się jej siostra i jej matka zrobiła się dla niej wredna. Stella odkryła, że Brandon i Bloom znów nawiązali romans i uciekła na ziemię. Resztę już chyba znasz.
- Jejku, pomyśleć, że tak bardzo ci zazdrościłam... - Liv pokręciła głową. - Myślałam, że życie księżniczki jest idealne, ze wszystko się udaje... Poza tym, co z Magicalix'em? Słyszałam, że taką moc może mieć tylko jedna czarodziejka, która zostaje liderką.
- Ja ją dostałam - przyznałam. - Jednak wyrzekłam się swojej mocy. Szkoda gadać, co ostatnio przeżywałam z rodzicami. Tak, miałam spokojny dach nad głową... ale byłabyś gotowa wyjść za kogoś, kto ciebie notorycznie zdradza? Cały czas widziałam Brandona z nowymi kochankami.
- No nie... chyba nie. Jeśli bym go kochała...
- Ale ja cały czas czuję coś do Valtora. Nie mogę o nim zapomnieć.
- No cóż...

Do domu wróciłam stosunkowo późno. Nie obchodziło mnie to, że mam w następnym tygodniu mam zaliczenia i muszę napisać pracę pisemną. Olać studia. Teraz liczyło się moje zdrowie psychiczne, które ostatnio mocno podupadło. Ostatnie wydarzenia namąciły mi w głowie... tak, osoby też. Valtor, Brandon, Liam, Olivia, Hanka...
Hanka.
Przypomniałam sobie, że mam przecież jej kopertę. Szybko ją otworzyłam i na podłogę wysypały się setki, a nawet tysiące zdjęć. Na wszystkich była jakaś brunetka. Wyróżniała się niebanalną urodą - miała długie, ładne włosy, piękne oczy, była wysoka i szczupła.
Brunetka na koncercie, w wesołym miasteczku, z przyjaciółmi, przed kościołem, na biwaku, w szkole, na zakupach, w domu, na plaży, czytająca książki...
Łudząco przypominała Hankę, a może to była ona? Tyle, że ta dziewczyna tętniła radością i pełnią życia, a moja współlokatorka była raczej zdystansowana.
Szybko zapomniałam o tej kartce i wyjrzałam przez okno. Mimo że był już grudzień, świeciło słońce, przypominając, że zbliża się wiosna. Wiosna? Co ja gadam? Przecież niedługo będą święta, których i tak na Solarii się nie obchodziło. Chrzanić to.
Znalazłam klucz do barku i wypiłam całą butelkę pierwszego lepszego wina. Nie wiem, jakim cudem. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, otworzyłam je, wyszłam i zamknęłam. Zataczając się, dotarłam do parku. Położyłam się na ławce i zasnęłam.

Obudziłam się późnym popołudniem, dalej leżąc. Chyba powoli trzeźwiałam, choć pękała mi głowa. Żałowałam, że nie zostałam w domu. Nie dość, że wszyscy się na mnie gapią, to jeszcze nie mam leków przeciwbólowych. No nie, żaden człowiek nie da go pijaczce. Jedyny plus tej całej sytuacji to fakt, że w końcu poznałam smak wina i mi smakowało. Na Solarii picie było absolutnie zakazane, tylko najstarsi z królestwa mogli jego smakować nawet codziennie. Ale kto wie, czy ja dożyłabym starości?
Na przyszłość najwyżej dwa kieliszki wina, nie więcej.
Próbowałam wstać, ale gdy tylko puściłam się ławki, od razu upadłam. Dotoczyłam się do ławki i usiadłam. Większość ludzi w parku przyglądała się mojemu 'przedstawieniu'. To nie było śmieszne. Chciałam, żeby sobie poszli, ale nic nie mogłam zrobić. Usłyszałam szept jakiegoś chłopaka: "taka ładna dziewczyna, a się rozpiła. Co za alkoholiczka. Chyba ma jakieś problemy ze sobą". Nagle poczułam, że ktoś mnie bierze za rękę.
- Vera, chodź, nie możesz tu zostać - mówił Ktoś. Nie mogłam rozpoznać jego głosu - nie wiem, może go nie znałam, a może dlatego, że wciąż w pewnym stopniu byłam nietrzeźwa.
Nie dałam rady wstać i Ktoś to wyczuł. Wziął mnie na ręce i zaniósł gdzieś... nie wiedziałam gdzie. Po chwili jednak zasnęłam i nic już nie czułam. Było mi obojętne, czy mnie zabije albo coś ze mną zrobi. W końcu i tak na nic nie miałam siły.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

#2

Życie staje się niesamowicie trudne, kiedy z dnia na dzień tracisz oparcie we wszystkich i postanawiasz uciec. Ot tak, pozostawiasz całe swoje życie za sobą i uciekasz. Od odpowiedzialności, obowiązków, całej przeszłości. Jedynym, co na ciebie czeka, jest przyszłość pełna blasku.

#o43. "Cambio dolor..."

Witajcie! :) Mam nadzieję, że szablon jest ładny. Napisałam kolejny rozdział, który jest dość długi. Miałam dość dużo weny i zapisałam swoje pomysły ^^. A, i jeszcze jedno. Dziękuję Wam za 1,600 wyświetleń na blogu. To dla mnie naprawdę dużo. No dobrze, to rozdział 8. ~*~ - Faragondo, ale dlaczego musimy ją odnaleźć? Co się stało? - zapytała Flora. - Jak wiecie, zniknęła, a musimy powiedzieć jej coś bardzo ważnego. To znaczy, ja i jej mama. To naprawdę pilne! - A... czy to dotyczy nas, czy tylko Stelli? - powiedziała Tecna, bawiąc się kosmykiem włosów. Nie interesowała jej ta cała sytuacja. Chciała tylko zdobyć Magicalix, zresztą tak jak pozostałe czarodziejki oprócz Flory. - To dotyczy tylko Stelli i jej koleżanki. Wyruszajcie na Ziemię. - odparła Faragonda i zanim Winx się spostrzegły, były już w Gardenii. - Ale zrobiła się chamska, nie dała się nam odpowiednio ubrać! - odezwała się bezczelnie Aisha. - Aisha! Dlaczego się tak odzywasz?! Wcześnie

#o51. Kamila

Hej :3. W końcu postanowiłam wrócić do tego bloga. Na razie zawiesiłam opowiadanie, jednak na pewno kiedyś do niego wrócę ^^. A teraz mój kolejny słaby wytwór bez tytułu. Tak, wiem, że jest krótki. Dziewczyna przebudziła się i wyjrzała przez okno. Mimo tego, że jej okno znajdowało się na pierwszym piętrze, na trawie zobaczyła poranne kropelki rosy. Dzień zaczynał się wprost fantastycznie. Szkoda tylko, że był to poniedziałek i znów zaczynał się kolejny tydzień szkoły. - Ach... - westchnęła cicho i zaczęła wpatrywać się w ogród wypełniony pięknymi kwiatami. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi pokoju. - Tyśka, otwieraj! Za pół godziny musisz wyjść do szkoły! - usłyszała stanowczy głos matki, która najwyraźniej była czymś bardzo zdenerwowana. Nastolatka zdusiła w sobie jęknięcie i wolno skierowała się w stronę szafy. ***** - Dzień dobry, nazywam się Elżbieta Zawadzka i będę uczyła was fizyki. Wiem, że to może trochę nieodpowiednie, zmieniać nauczycielkę w trze