Przejdź do głównej zawartości

Wierzysz w przeznaczenie?

Przede mną stał Liam. Wyglądał jeszcze lepiej niż wtedy, kiedy ostatni raz go widziałam. Blond grzywkę miał lekko podniesioną do góry, był niewiele wyższy i bardziej, hm, umięśniony.
Chwilę patrzyłam na niego wielkimi oczami, ale zdałam sobie sprawę, jak głupio musi to wyglądać.
Zaczęłam iść wymijając go.
- Mycha! Nic mi nie powiesz? - zapytał, zabrzmiało to trochę dziwnie.
- Po pierwsze, nie jestem Mycha, tylko Vera. Po drugie, nie wiem, co miałabym ci mówić - odparłam, nie odwracając się w jego stronę.
Zaczął za mną iść.
- Chciałem zaprosić cię na ten bal walentynkowy... ostatnio rozstałem się z dziewczyną...
- I co, szukasz sobie kolejnej? - znowu ostry ton, nie miałam zamiaru nim mówić, ale rozsądek podpowiadał mi, że powinnam trzymać go na dystans.
- Nie, rozstałem się z nią, bo jej nie kocham - odpowiedział. - Zresztą, myślałem, że mówimy o balu, a nie o podbojach miłosnych.
- No i dobrze, ale i tak nie zamierzam z tobą iść.
- Masz już partnera? - zrobił minę przygnębionego szczeniaczka. Chcąc nie chcąc, odruchowo dwa kąciki ust delikatnie podniosły mi się do góry.
- Nie, nie chcę na niego iść, naprawdę. I z nikim innym nie idę. Walentynki trochę źle mi się kojarzę i wolę je przeczekać - odparłam już normalnym głosem. - Poza tym nie trzyma mnie tu wiele rzeczy, więc chciałabym wrócić do domu.
- Do domu? - był zaskoczony. - Myślałem, że jesteś z domu dziecka czy coś...
Westchnęłam.
- Eh... długo by opowiadać.
- No to opowiesz - powiedział i nie zdążyłam się zorientować, kiedy wciągnął mnie do pobliskiej kawiarni.
We wnętrzu było bardzo ciepło, prawie natychmiast zdjęłam grube ubrania. Musiałam przyznać, że podobało mi się tutaj. Ściany w jednej części pomalowano na pastelowe kolory, a z drugiej na takie jesienne. Dostrzegłam wolny stolik w kącie i poszłam zająć miejsce.
- Chciałabyś coś zjeść albo się napić? - spytał.
- Hm, mogłabym w sumie zjeść jakieś ciacho, a z napojów poproszę gorącą czekoladę - odparłam uśmiechając się, chyba pozytywna atmosfera podziałała i na mnie.
Usiadłam i wyjęłam telefon. Zobaczyłam w powiadomieniach trzy nieodebrane połączenia od Flory i jedno od Roxy oraz jedną wiadomość. Kliknęłam.
Stella, co się stało? Nie ma Cię na Solarii, a toczy się wojna. Domino coraz bardziej zaczyna atakować. Rozumiem, że musisz odpoczywać, ale naprawdę jesteś nam potrzebna! - pisała Florka.
Jedna księżniczka Solarii nie wystarczy? - zapytałam ironicznie.
Odpisała niemalże natychmiast.
Suzanne pojechała na trochę z narzeczonym, prawdę mówiąc przepadła, nie odbiera od nas telefonu. Ale nie stało się nic złego, inaczej któraś z nas by to odczuła.
Proszę, wracaj.

Nie chciałam się do tego przyznać, ale przyjaciółka nieco mnie zdenerwowała. Nie obchodziło ich to, że to ja trafiłam do szpitala, że nie jestem prawowitą księżniczką Solarii i zrzekłam się swoich mocy. Nawet jeśli by powróciły, to prawdopodobnie nie byłabym tak potężna jak kiedyś. Flora dobrze o tym wiedziała.
Nie mogę się wyrwać, nadal jestem osłabiona, o czym dobrze wiesz. Raczej przeszkadzałabym w wcale niż pomagała. Poza tym mam randkę, odezwę się później, cya.
Na to już nie odpisała.
Do stolika przyszedł Liam.
- No i jak, może zaczniesz mi opowiadać o swoim domu?
- Nie mam ochoty, zresztą nie wiem czemu o to pytasz - fuknęłam. Mój nastrój zmienił się momentalnie.
- Widzę, że cię nie przekonam - odparł spokojnie. - Może powiesz mi chociaż, kto sprawił, że nienawidzisz walentynek?
Na chwilę odebrało mi mowę.
- Kiedyś miałam chłopaka - zaczęłam ostrożnie - byliśmy ze sobą długo, później mi się oświadczył. Okazało się, że mnie zdradził i uciekłam z domu, zakochałam się w niegrzecznym chłopaku i... pewnie domyślasz się, co się stało. Niestety wydaliśmy się przypadkiem i rozdzielono nas, a mnie znowu "związano" z narzeczonym. Znowu uciekłam i zaczęłam chodzić na studia, dziwna historia, wiem.
- A ja miałem dużo dziewczyn - błysnął uśmiechem - ale raczej nie ma się czym chwalić. Wieki temu zalecała się do mnie grupka dziewczyn, które uczyłem. Później poznałem pewną dziewczynę, ale musiałem się z nią rozstać. Dawno to było. Nigdy więcej jej nie zobaczyłem, może tylko na okładkach gazet, bo jest bardzo sławna.
- Czyli widzę, że oboje za dobrze nie mamy - powiedziałam i podeszła do nas kelnerka, wręczając zamówienia.
- Zapłacę za siebie - dodałam, ale Liam był szybszy i uregulował rachunek za nas oboje.
- Nie mamy. Ciągle próbuję o niej zapomnieć, ale nie mogę, może kiedyś stracę pamięć i wyleci mi z głowy - zaśmiał się smutno.
- Nie wiedziałam, że kiedyś zakochałeś się tak bez pamięci.
- A co, nie wyglądam na takiego? - uśmiechnął się.
- Wyglądasz raczej na kobieciarza, a nie na romantycznego typka.
- No cóż - błysnął zębami, a ja zaśmiałam się. - Może to i dobrze. Podobno kobiety lecą na takich macho.
- Ty! - podniosłam głos, jednocześnie szturchając go w ramię. - Nie mów, że będziesz podrywać taką Liv czy Hankę.
- Nie wspomniałem o nich - uśmiechnął się, a ja lekko się speszyłam.
- Może... pójdziemy już? Mimo wszystko chciałabym troszkę odpocząć przed wyjazdem - powiedziałam. "Przecież i tak się w tobie nie zakocham", dodałam w myśli.
- Okay - odparł i odnieślimy talerzyki we wskazane miejsce, a ja wzięłam ze sobą gorącą czekoladę, której jeszcze nie dopiłam do końca.
Szliśmy zaśnieżonymi ulicami, coraz się śmiejąc z jakichś żartów rzucanych przez Liama. Polubiłam go. Na szczęście okazało się, że nie jest idiotą, za jakiego go brałam. Takim kobieciarzem.
- Wierzysz w przeznaczenie? - spytał, nieco wytrącając mnie z równowagi.
- Nie... - odparłam trochę niepewnie. - To są brednie, sami tworzymy swój los.
- Nah. Bo tak sobie myślałem, że to wcale nie był przypadek, że się dzisiaj spotkaliśmy.
Przypomniałam sobie swoją rozmowę z Liv.
- To był zwyczajny przypadek, nie mam pojęcia co masz na myśli. Tak się stało i tyle.
W końcu doszłam pod swoją kamienicę. Znajomy uparł się, że koniecznie mnie odprowadzi, a ja nie miałam ochoty protestować.
Nagle złapał mnie za dłoń i trzymał ją dosyć długo.
- Aaa, masz ciepłe ręce od trzymania tej czekolady - powiedział żartem. Kiedy patrzyliśmy na siebie, spojrzałam w jego oczy, pierwszy raz patrzyłam na nie dokładniej.
Nie.
- Dzięki za wszystko i do zobaczenia - wyrwałam się, otworzyłam drzwi i pobiegłam do mieszkania.

Na szczęście nie było w nim Hanki. Cóż, jej obecność od tamtego wydarzenia sprawiała, że nie czułam się bezpiecznie. Rozsądek ciągle podpowiadał mi, żebym jak najszybciej stąd uciekła. Nie posłuchałam go. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Jak to możliwe, żeby...
Usłyszałam brzęk klucza i jakąś rozmowę, więc schowałam się za drzwi... nie wiem, dlaczego to zrobiłam, chyba z jakiegoś odruchu. Chyba bałam się, że Hanka znowu będzie fałszywa wobec mnie, a ja naprawdę tego nie lubiłam.
- No więc, skarbie, wiesz co masz robić - powiedziała do rozmówcy.
- Oczywiście. Mam zarządzać królestwem - zaśmiał się mężczyzna. Zmroziło mnie. Ten głos był dla mnie zbyt znajomy.
Miałam ochotę rzucić się z pięściami na jego posiadacza.
- No i masz opiekować się Bloom, wiesz, ile wycierpiała w ostatnim czasie... chcę, żebyś jej to wynagrodził.
- Kocham ją i przede wszystkim dlatego będę to robił.
- Ale, w każdym razie, co ze Stellą? Przecież byliście zaręczeni, a tu nagle jesteś z Bloom.
- Nie kochałem Stelli, nigdy. Zawsze czułem coś do Bloom, czasami była silna, a innym razem bezbronna. Stellcia i tak znalazła sobie jakiegoś kochasia, który ją rzucił, bo kto chciałby być z takim kimś jak ona - zaśmiał się.
- Podobno się zmieniła. Mimo wszystko nie powinieneś mieć o niej złego zdania, chyba nie jest wredna.
- Niby tak, ale... zniszczyła mnie. Publikowała wszystkie wywiady, w których udzielała szczegółów mojego romansu z Bloom, kompromitowała mnie na każdym kroku. Przez to nie mogę się powstrzymać, żeby nie mówić o niej źle... rozumiesz?
Zakryłam usta dłonią. Jakim cudem? Przecież nigdy nie udzielałam żadnych informacji dziennikarzom, zresztą sama unikałam ich, jak tylko mogłam. Zmyślił to sobie? Przecież to niemożliwe, niemożliwe i jeszcze raz niemożliwe.
Kłamał. Musiał kłamać, nie było innej opcji.
- No rozumiem. Dobra, mam coś do załatwienia. Pamiętaj, że cię kocham, braciszku.
- Ja ciebie też, siostrzyczko. Rób swoje - odparł Brandon, a we mnie aż się gotowało. Wolałabym nie usłyszeć tej rozmowy. Wolałabym żyć w całkowitej niewiedzy, co, jak i dlaczego się stało. Dowiedziałam się, że dokonałam niemożliwego, czegoś, czego nigdy nie mogłam zrobić i wiedziałam, iż teraz... nie odpuszczę sobie, dopóki nie dowiem się, co jest grane.
Kiedy już oboje wyszli, ja także wyszłam z mieszkania, żeby się przespacerować. Miałam odpocząć, ale wiedziałam, że i tak nie zamknęłabym oczu.

Nie miałam pojęcia, gdzie iść. Spotkanie z kimkolwiek z ziemskich znajomych odpadało. Pozostał mi Frutti Bar. Mimo to te miejsce źle mi się kojarzyło, Brandon tyle razy wyznawał mi tam miłość, a teraz dowiedziałam się, iż to były takie dziecinne obiecanki, że zawsze będziemy razem, że nigdy mnie nie opuści. Nigdy.
Nigdy mnie nie kochał.
Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłam, że jest jeszcze zamknięty. Spojrzałam na zegarek. Było dosyć wcześnie, a teraz opłacało się otwierać lokal późniejszymi godzinami, kiedy nie było weekendów. W końcu większość ludzi pracowała lub uczyła się.
Chodziłam po plaży zasypanej śniegiem. Kopałam go, rozrzucając go na wszystkie strony, kiedy znowu natknęłam się na kogoś.
- Sky? - zapytałam. Obrócił się w moją stronę. Wyglądał trochę mizernie z niewielkimi sińcami pod oczami. Ściął swoje długie włosy, dzięki czemu wyglądał trochę doroślej, a nie jak jakiś surfer. Nagle zdałam sobie sprawę, że naprawdę dawno go nie widziałam.
- Stella? Hej, miło cię widzieć - odparł zmienionym głosem. Kucał sobie na śniegu, patrząc na mnie.
- Ja właśnie dawno cię nie widziałam - powiedziałam.
- Któregoś dnia nakryłem Brandona i Bloom, wtedy poprosiłem o przyspieszone nauczanie w Czerwonej Fontannie. Kiedy już je kończyłem, wydał się ich romans, ty uciekłaś, ja zaszyłem się w Heraklionie i nawiązałem kontakt z Diaspro, może dlatego mnie nie widziałaś.
- Jesteście razem? - spytałam i trochę mi się głupio zrobiło.
- Tak, wprawdzie nadal czuję coś do Bloom, ale nie mógłbym z nią być po tym wszystkim - nagle załamał się. - Boże, przecież Brandon był moim najlepszym przyjacielem...
- A Bloom była moją najlepszą przyjaciółką, a teraz już nią nie będzie. Przynajmniej to mamy ze sobą wspólnego.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- Nie znalazłaś sobie nikogo? Myślałem, że jesteś z...
- Nie, nie jestem - urwałam mu i przymknęłam na chwilę oczy, bo zaczęły napływać mi do nich łzy. - I pewnie nie będę, znając moje szczęście.
- Wiesz, chciałbym, żebyś była z kimś. Zasługujesz na to - popatrzył w dal.
- Hm, naprawdę tak myślisz?
- Tak. Jesteś bystra i ładna, na pewno to zrobisz. Ale mam do ciebie prośbę. Nie odrzucaj czyichś uczuć, ktokolwiek by to nie był. Jesteś w stanie mi to obiecać?
Byłam wytrącona z równowagi jego prośbą, nie wiedziałam w jakim celu to zadał. Mimo to kiwnęłam głową.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale jestem w stanie to obiecać - odparłam niepewnie.
- To dobrze.
I kucaliśmy sobie przy wodzie, zatapiając się we własnych myślach.

Obudziłam się zlana potem. Jakieś głosy szumiały w mojej głowie.
Dlaczego nas zostawiłaś?
Kogo?
Czemu uciekłaś?
Miałam ich wszystkich dosyć.
Nie zachowuj się jak idiotka.
Nie zachowuję się tak...
Jesteś rozpieszczonym bachorem.
Może kiedyś taka byłam, ale...
Dlaczego nie możesz raz w życiu być odpowiedzialna?
Nie jesteś dorosła.
Przyjaciółki o Ciebie nie dbają.

Mój umysł nie potrafił dalej odpowiadać na niekończące się pytania. Wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak. Nie chciałam tak dalej, miałam ochotę uciec stąd, pozbyć się myśli. Zdałam sobie sprawę, że to był mój kolejny atak. Musiałam to wytrzymać.
Jesteś tchórzem.
Nikim.
Zerem.
Czemu nas zawiodłaś?
Co zrobiliśmy nie tak?
Schowaj się, ucieknij, to na pewno pomoże.
Masz odwagę, by żyć?

Nie.

Wstałam czując się jakbym była na kacu. Moje myśli krążyły w różnych kierunkach, nie mogłam skupić się na jednej rzeczy. Chodziłam obijając się po ścianach. Usłyszałam chrobot zamka, tak jakby ktoś go wyłamywał.
Stanęłam w drzwiach.
- Dzień dobry - powiedziałam jakby bełkocząc. Co się ze mną działo? Nic nie wypiłam. Po spotkaniu ze Sky'em wróciłam do mieszkania i zasnęłam, tyle.
- Dobry, przyszłam do Hanki, czy jest w mieszkaniu?
- Nie ma, wyszła do pracy.
- To przekaż jej tę kartkę. I co się z tobą stało? Masz kaca?
- Wczoraj byłam na imprezie i... no - okłamałam kobietę, ale nie widziałam innego wyjścia, nie zrozumiałaby mnie.
Wręczyła mi karteczkę i pożegnała się, po czym wyszła.
Kierowała mną ciekawość, więc postanowiłam ją rozłożyć.
Plan A się nie powiódł.


________________________

Jestem beznadziejna, nawet rozdziału nie potrafię porządnie napisać.
Pytanie Sky'a lekko nawiązuje do mojego ostatniego snu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

#2

Życie staje się niesamowicie trudne, kiedy z dnia na dzień tracisz oparcie we wszystkich i postanawiasz uciec. Ot tak, pozostawiasz całe swoje życie za sobą i uciekasz. Od odpowiedzialności, obowiązków, całej przeszłości. Jedynym, co na ciebie czeka, jest przyszłość pełna blasku.

#o43. "Cambio dolor..."

Witajcie! :) Mam nadzieję, że szablon jest ładny. Napisałam kolejny rozdział, który jest dość długi. Miałam dość dużo weny i zapisałam swoje pomysły ^^. A, i jeszcze jedno. Dziękuję Wam za 1,600 wyświetleń na blogu. To dla mnie naprawdę dużo. No dobrze, to rozdział 8. ~*~ - Faragondo, ale dlaczego musimy ją odnaleźć? Co się stało? - zapytała Flora. - Jak wiecie, zniknęła, a musimy powiedzieć jej coś bardzo ważnego. To znaczy, ja i jej mama. To naprawdę pilne! - A... czy to dotyczy nas, czy tylko Stelli? - powiedziała Tecna, bawiąc się kosmykiem włosów. Nie interesowała jej ta cała sytuacja. Chciała tylko zdobyć Magicalix, zresztą tak jak pozostałe czarodziejki oprócz Flory. - To dotyczy tylko Stelli i jej koleżanki. Wyruszajcie na Ziemię. - odparła Faragonda i zanim Winx się spostrzegły, były już w Gardenii. - Ale zrobiła się chamska, nie dała się nam odpowiednio ubrać! - odezwała się bezczelnie Aisha. - Aisha! Dlaczego się tak odzywasz?! Wcześnie

#o51. Kamila

Hej :3. W końcu postanowiłam wrócić do tego bloga. Na razie zawiesiłam opowiadanie, jednak na pewno kiedyś do niego wrócę ^^. A teraz mój kolejny słaby wytwór bez tytułu. Tak, wiem, że jest krótki. Dziewczyna przebudziła się i wyjrzała przez okno. Mimo tego, że jej okno znajdowało się na pierwszym piętrze, na trawie zobaczyła poranne kropelki rosy. Dzień zaczynał się wprost fantastycznie. Szkoda tylko, że był to poniedziałek i znów zaczynał się kolejny tydzień szkoły. - Ach... - westchnęła cicho i zaczęła wpatrywać się w ogród wypełniony pięknymi kwiatami. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi pokoju. - Tyśka, otwieraj! Za pół godziny musisz wyjść do szkoły! - usłyszała stanowczy głos matki, która najwyraźniej była czymś bardzo zdenerwowana. Nastolatka zdusiła w sobie jęknięcie i wolno skierowała się w stronę szafy. ***** - Dzień dobry, nazywam się Elżbieta Zawadzka i będę uczyła was fizyki. Wiem, że to może trochę nieodpowiednie, zmieniać nauczycielkę w trze