Witajcie! Najpierw chciałabym przeprosić osoby czekające na kolejną część mojego opowiadania - wiem, że nie było mnie tutaj od miesiąca. W tym roku rozpoczęłam gimnazjum i jest mi ciężko ze wszystkim się wyrobić (zwłaszcza, że życie w gimnazjum nie układa mi się pomyślnie). Ten rozdział wyszedł mi strasznie krótki, chociaż pisałam go od dwóch tygodni... Postaram się następny dodać w niedzielę/poniedziałek.
A, i dziękuję za 2,100 wyświetleń. Jesteście najlepsi <3.
*********
Stella odebrała
połączenie. Był to nieznany numer. Była pewna, że nigdy
wcześniej go nie widziała. Bała się, że to ma jakiś związek z
Solarią.
- Halo? -
przyłożyła telefon do ucha.
- O, to już mnie
nie poznajesz? - usłyszała odpowiedź na swoje pytanie. Głos
należał do jakiejś dziewczyny, jednak był nieprzyjemny i
ironiczny.
- A z kim mam
okazję rozmawiać? - spytała czarodziejka drżącym głosem.
Spojrzała do Valtora, który chyba chciał jej coś powiedzieć, ale
dziewczyna powstrzymała go. Z telefonu usłyszała szyderczy
chichot.
- Na jakim świecie
żyjesz, kobieto?! Tu Abby, Suzi. Przyjaciółka córki burmistrza!
Twój ojciec powinien zdechnąć za to, co zrobił mojej kumpelce.
Ale nie martw się, niedługo go nie będzie, a ty będziesz
rozpaczać, dlaczego twój ukochany tatuś nie żyje... - odparła
dziewczyna, wciąż nieprzyjemnie się śmiejąc. - No cóż, twój
stary popełnił wielki błąd, wkurzając się na Jul. Ale to nie
koniec,
- A skąd masz mój
numer? - spytała Stella. Właśnie przypomniała sobie, że przez
pomyłkę zabrała telefon Suzanne zamiast swojego. Nie było jej
głupio, bo wprawdzie często pisała z Valtorem, ale po skończonych
rozmowach wszystkie SMS-y od niego usuwała, tak samo jak połączenia.
Wiedziała, że dziewczyny często korzystały z jej telefonu, więc
tylko dlatego to robiła.
- Stoję tuż za
tobą. - usłyszała. Przerażona blondynka powoli obróciła się do
tyłu. Za nią stała dziewczyna, która uśmiechnęła się
ironicznie. Stell błyskawicznie podjęła decyzję.
- Uciekamy! -
złapała chłopaka za rękę i schowała telefon do kieszeni spodni.
Okazało się, że Valtor jest świetnym sprinterem, jednak
dziewczyna nie była od niego gorsza. Tuż za nimi biegła Abby,
myśląc, że goni Suzanne i jej chłopaka. W końcu, gdy dziewczyna
wypowiadająca różne groźby pod adresem Stelli znajdowała się
kilkadziesiąt metrów od nich, czarodziejka krzyknęła: „Stella
Mythix!” i z Valtorem teleportowała się w miejsce, o którym
pomyślała.
*
Tymczasem Flora
wróciła do Alfei. Randka z Helią była całkiem miła. Nawet
wiadomość o zalotach Brandona do Stelli nie zdołała popsuć jej
humoru. W końcu to nic poważnego, jeśli chłopak chce odzyskać
dawną dziewczynę.
Zastała Winx w
salonie. Właśnie grały w Chińczyka, a Tecna jak dotąd była
najlepsza, bo wprowadziła już cztery pionki do domku. Czarodziejka
natury kierowała się do swojego pokoju, gdy Musa powiedziała:
- Flora, zaczekaj.
Wróżka obróciła
się i spojrzała na Musę. Jej mina wykazywała leciutki niepokój,
którego nie chciała dać po sobie poznać. „To nie dla mnie,
Muso, mnie nie można oszukać!” - pomyślała Flora. Jednak po
chwili wahania spytała:
- O co chodzi?
Martwisz się o Stellę?
- Hm...
niezupełnie. - odparła brunetka. - Nie musi być moją
przyjaciółką.
- Mi także nie
zależy mi na jej przyjaźni, no... ale chcę dostać Magicalix! W
końcu, gdybym uratowała Solarię i cały magiczny wymiar, ludzie
uznaliby mnie za prawdziwą bohaterkę... - rozmarzyła się Tecna.
- Założę się,
że to ja go dostanę! - prychnęła z wyższością rudowłosa
czarodziejka. - Nie zapominajcie, ile się dla was poświęcałam...
Na każdej misji to ja byłam górą!
Flora przeraziła
się. Nie, to nie mogła być prawda. Jej prawdziwe przyjaciółki
nie były chciwe. W końcu były Winx, najbardziej zjednoczonym
klubem w magicznym wymiarze! Aisha patrzyła na nią równie
przerażona.
- Nie, to nie może
być prawda... - szepnęła czarodziejka natury, a na jej twarzy
pojawiły się kropelki potu. - Jedyna osoba, która mogła to
zrobić, to...
- Lepiej nic nie
mów. - uciszyła ją księżniczka Androsa. - Dobrze wiemy, bo
przecież tylko jedna osoba ma tak ogromną moc. Niestety, to nie
jest Princesa ani nikt z Helarii, tylko to jest...
*
Tymczasem w zamku
królowej pojawiła się Eternity. Była wściekła na swoją matkę,
ponieważ ta obraziła ją słowem: „głupia”. Dziewczyna dobrze
wiedziała, że to nic nieznaczące słowo i że nawet gdyby tak
powiedziała do niej koleżanka, nic sobie by z tego nie zrobiła.
Ale tak nazwała ją matka, jej własna matka. I to po raz pierwszy w
życiu młodej dziedziczki tronu.
Dla królowej
niosła pewien napój, który konsystencją, wyglądem i zapachem
przypominał mrożoną kawę latte, którą Princesa bardzo często
piła (wręcz można było powiedzieć, że kobieta jest od niej
uzależniona). Jednak to nie było to, co właścicielka tronu lubiła
najbardziej. Tak naprawdę to był napój śmierci, a wypicie
najmniejszej łyżeczki wpływało na całkowite zamrożenie mózgu,
czyli natychmiastową śmierć. Miała dość wszystkiego, walki
przeciw Solarii, mechanicznych robotów i diabolicznego śmiechu
matki, który oznaczał, że to ona jest najlepszą, najpiękniejszą
i najbardziej inteligentną osobą we wszechświecie. Naprawdę,
miała tego dość. Nie chciała tego dłużej znosić. „Tylko...
dlaczego mam takie myśli?” - pomyślała Eternity. - „W końcu...
nie chcę być taka jak matka! Muszę się opanować...”.
Podeszła do
stolika ze swoim zdjęciem sprzed piętnastu lat. Wtedy była
szczęśliwą, pogodną czterolatką. Na zdjęciu promiennie się
uśmiechała, a w tle jej mama rzucała piłkę do ukochanej suczki -
Sonnie, zaś to jej tato robił zdjęcie najdroższej córeczce -
właśnie Eternity. Wtedy miała piękne, brązowe oczy, a jej włosy
były w kolorze miodowego blondu. Należała do tych szczupłych
dziewczynek, jednak nigdy nie była tą najszczuplejszą. Jej
szczęście skończyło się po pięciu latach, gdyż wtedy jej
rodzice się pokłócili, a w szału... kobieta zabiła swojego męża
na oczach córeczki. Płakała po tym, co się stało, jednak nie
mogła cofnąć czasu. Po dwóch tygodniach uśmierciła Sonnie, gdy
suczka delikatnie nadepnęła jej na stopę. To kompletnie załamało
dziewczynkę, wtedy pierwszy raz sięgnęła po nóż i podcięła
sobie żyły. Po długim pobycie w szpitalu strasznie schudła i
wpadła w anoreksję, a mama przemalowała jej włosy na czarno. I
wtedy kobieta stworzyła Helarię.
Eternity tak
naprawdę kiedyś nazywała się Eliza, a jej matka - Patty. Jednak
po stworzeniu Helarii zmieniła im imiona i kazała zapomnieć o
wszystkim, co do tej pory kilkulatka przeżyła. O ukochanej suczce,
o tym, że była oczkiem w głowie swojego tatusia, o swoich
najlepszych przyjaciółkach i karierze szkolnej, sympatycznej
gwiazdki w szkole. Dziewczynka dzięki swoim talentom była zaliczana
do szkolnej elity, jednak nie zwracała na nią uwagi i nie patrzyła
na swoich rówieśników z góry - za to wszyscy ją lubili. Po
śmierci bliskich osób wszystko straciła, wpadła w niebezpieczny
stan psychiczny. Przyjaciółki przejęły się tym, chciały ją
odwiedzać, ale matka niedoszłej samobójczyni nie pozwoliła im na
to.
Wszystko byłoby
dobrze i nastolatka żyłby tak, jak do tej pory. Jednak zauważyła
to zdjęcie, które wiązało się z milionem wspomnień.
Teraz one wróciły.
Eternity znów
zaczęła marzyć, by znów być lubianą dziewczyną, która ma
mnóstwo oddanych przyjaciół... Że ma pozycję w szkole i przez
nikt jej nie obraża. Wszyscy chcieli być na jej miejscu, jednak
mogli się tylko z nią przyjaźnić. Nic więcej.
Dziewczyna
korytarzem szła do salonu. W końcu nie mogła wytrzymać wybuchu
złości i rzuciła tacą o podłogę. Fiolka z trującym napojem
rozbiła się, a trucizna wylała się na podłogę.
- Nigdy nie będę
taka jak ty, mamo, nigdy! - krzyknęła na cały zamek.
Jej krzyki
usłyszała Kiara, która nuciła sobie pod nosem, chodząc po
pokoju. „Co się takiego stało i kto to tak krzyczy?” -
pomyślała zdenerwowana. - „Chyba Princesa nie pozwala
krzyczeć...?”. Bez pośpiechu zeszła na dół, zastając Eternity
z dużą raną na ręce. Na podłodze leżało rozbite szkło i napój
o dziwnej konsystencji. Wyglądem przypominał herbatę, ale Kiara
miała szczególnie wrażliwy węch i wyczuła truciznę. Dziewczyna
powoli zasypiała pod jej wpływem.
- Boże, dziecko,
co ty zrobiłaś! - powiedziała cicho blondynka, z niedowierzaniem
wpatrując się w magiczną miksturę, jaką córka Princesy
zamierzała jej zaserwować.
_
01.2017: No widzisz, a myślałaś, że gimnazjum będzie takie fajne! A tu bum, okazało się, że jest beznadziejnie.
_
01.2017: No widzisz, a myślałaś, że gimnazjum będzie takie fajne! A tu bum, okazało się, że jest beznadziejnie.
'Po dwóch tygodniach uśmierciła Sonnie, gdy suczka delikatnie nadepnęła jej na stopę.' - zabolało mnie, naprawdę. Okrutne.
OdpowiedzUsuńZnakomicie opisałaś przeszłość Eternity. To trudna historia, ale wydaje się mocno prawdziwa. Aż dziwię się, że tyle czasu minęło, a nikt nic nie napisał pod tym postem.