Przejdź do głównej zawartości

#o53. Panna Castain

Witajcie, kochani! Wiem, że jest już późno, a ja opuszczam tego bloga. Dziękuję osobom, które tutaj zaglądają w poszukiwaniu nowej notki lub nowego rozdziału. Naprawdę jest to dla mnie ważne. Nie dodaję nic ze względu na szkołę - ostatnie tygodnie są zawalone różnymi sprawdzianami, a mi zależy na dobrych ocenach.
Tak więc, jeszcze raz dziękuję i dzisiaj dodaję nowy rozdział (wcześniej pojawił się na WB, ale dopiero teraz go tutaj wstawiam :>).
_
01.2017: Jaka ze mnie dobra osóbka... I zależało mi na ocenach, hue hue. Chce mi się śmiać.
No nic, czytajcie.

__________________________________

- Jak to... ja? Przecież ty masz sześćdziesiąt lat, a ja jedynie dwadzieścia cztery... - odparłam z przestrachem, bojąc sie odpowiedzi. To było trochę dziwne, że bałam się swojej "starszej" wersji, przynajmniej dla mnie. I dlaczego musiała pojawić się w moim życiu, a nie takiej Bloom? Przecież to ona powinna mieć wyrzuty sumienia, ja nie zrobiłam nic złego...
- Tak, ty. Ja nie jestem jedynie twoją starszą wersją, jak to nazwałaś w myśli, a także kontynuacją twojego życia. Jeśli będziesz tak dalej postępować, to tak będzie wyglądała twoja starość. Z tęsknoty za ukochanym zestarzałam się, z nadmiernego stresu umarłam. Powiedz mi, czy ty też chcesz żyć tak jak ja? Być ciągle nieszczęśliwa i pod pantoflem mamusi, która udaje, że chce dla ciebie dobrze, a tak naprawdę na twoich oczach robi z ciebie wyrodną córkę? Sama słyszałaś, co do ciebie mówiła. Powiedz mi, czy ty takiego życia chcesz? Przecież masz prawo być szczęśliwa. - odparła kobieta ze złością. Cofnęłam się do tyłu. Nie dość, że czytała w moich myślach, to jeszcze wiedziała o wszystkim. Nie wiedziałam, co mam robić. Powoli, odmierzając kroki w kierunki bramy cmentarza, szłam do tyłu. Spojrzałam w twarz kobiety, której wzrok napełnił się pogardą.
- Uciekaj ze swojego życia, bądź tchórzem! - krzyknęła z ironią, a w jej głosie wyczułam tą samą fałszywość jak u matki, która "przejęta" opowiadała znajomemu bajeczkę o wyrodnej księżniczce.
Przysiadłam na chodniku i próbowałam powstrzymać łzy. Nie wiedziałam, dlaczego jednego dnia musiało się wydarzyć tyle nieprzyjemnych rzeczy. Zaczęłam masować policzek, w który uderzyła mnie moja matka. Wciąż piekł, a słowa Stelli zabolały mnie tak, jakby w niego uderzyła. Gdybym była w pałacu, mogłabym do niego przyłożyć lód, a tutaj miałam tylko lodowatą dłoń. Nic dziwnego, skoro było dosyć zimno, a ja nie miałam na sobie bluzy ani żadnego swetra.
Po chwili, chwiejąc sie na nogach i siląc się na lekki ton, rzuciłam:
- Skoro jesteś taka twarda, to dlaczego nie walczysz, tylko atakujesz słowami? Uważasz, że to jest lepsze?
- Skąd. - z głosu kobiety znikł już ironiczny, fałszywy śmiech, a jego miejsce zajął smutek. - Nie mogę walczyć, gdyż jestem duchem i mogę jedynie przeniknąć przez mury, a nawet przez ciebie i poczujesz jedynie lekki wiatr. Słowa są moją jedyną obroną.
Podeszłam bliżej niej i wtedy zobaczyłam żal rysujący się na jej twarzy. Zrozumiałam, że to ja zgotowałam jej okropne życie, chociaż nie chciałam. Miałam wszystko to, czego ona nigdy nie mogła mieć. Ja mogę zmienić swoje życie, a Stella pozostanie jedynie duchem, kobietą, której nikt już nie pamięta.
- Przepraszam, nie pomyślałam o tym, że ty też cierpisz przeze mnie... - zaczęłam. Wyraz twarzy kobiety zmienił się, stała się weselsza, jednak widziałam, że wciąż cierpi. Było jej naprawdę smutno, bo nikt już nie pamiętał czasów, gdy była księżniczką i gdy wszyscy ją doceniali, mówili, że jest dla nich ważna. Najwyraźniej Klub Winx się rozpadł, a pozostałym czarodziejkom jakby wymazano z pamięci dawną przyjaciółkę.
- Spokojnie. - mrugnęła okiem, uśmiechając się. "Dobrze, że chociaż próbuje ukryć swój smutek", pomyślałam, z troską patrząc na nią.
W zanadrzu schowałam jeszcze jedno pytanie.
- A dlaczego akurat to ja miałam spotkanie ze swoją starszą wersją?
- Gdyż jesteś mądrzejsza od swoich przyjaciółek, próbujesz innego życia niż one. Chcę ci uświadomić, że musisz je zmienić i być szczęśliwa, nawet kosztem pochodzenia lub życia.
- Dzięki. - odparłam z uśmiechem. Zaczęłam szybko zastanawiać się nad jej słowami. W sumie to logiczne, że jestem od nich dojrzalsza, skoro liczę sobie dwadzieścia cztery lata, nie dwadzieścia trzy.
Stella miała tylko na pożegnanie dwa słowa:
- Trzymaj się.
I zniknęła.
Zaś ja próbowałam dostać się do bramy cmentarza, by pójść do parku i znów zobaczyć najlepszą przyjaciółkę i narzeczonego. Tak, "próbowałam" to było doskonale pasujące określenie. Siła wyższa trzymała mnie za nogę, nie chcąc mnie puścić. Nagle poczułam, że niewidzialnym kijem dostałam w głowę i straciłam przytomność.

Obudziłam się po kilku sekundach, minutach, godzinach. Czas płynął nieubłagalnie. Z utęsknieniem popatrzyłam na naprawiony zegarek, na którym dochodziła czternasta. "Czyli długo mnie nie było", stwierdziłam i usadowiłam się w fotelu. Nie wiedziałam, co mam teraz robić. Zrozumiałam, że "StarGirl" (czasopismo o modzie i gwiazdach Magixu) już tak bardzo mnie nie interesowało, jak jeszcze kilka dni wcześniej. Znów zaczęłam krążyć po pokoju, zastanawiając się nad słowami Stelli.
"Powiedz mi, czy ty też chcesz żyć tak jak ja? Być ciągle nieszczęśliwa i pod pantoflem mamusi, która udaje, że chce dla ciebie dobrze, a tak naprawdę na twoich oczach robi z ciebie wyrodną córkę?"
Przyszła mi do głowy genialna myśl. Zaśmiałam się na samą myśl o niej. Przecież Stella poprosiła mnie, żebym zmieniła swoje życie. I ja mogę je zmienić już teraz. Przyszedł mi na myśl Valtor, wszystkie chwile z nim spędzone, spotkanie w kawiarni, pocieszanie mnie, pocałunki, obietnice, kłótnie i rozstanie rok temu. Byłam ciekawa, czy mnie jeszcze pamięta.
Najciszej jak mogłam, wyjęłam walizkę z szafy i zaczęłam składać ubrania. Z odrazą spojrzałam na niektóre kiczowate ubrania, nie rozumiejąc, jak mogłam w nich chodzić. Do walizki wcisnęłam jeszcze część sukienek, włożyłam jeszcze potrzebne kosmetyki.
Wypakowałam walizkę. Włożyłam trochę ubrań, część pluszaków, kosmetyki. Zasunęłam walizkę.
Wypakowałam walizkę. Włożyłam kilka ubrań, wszystkie pluszaki i poduchy, zdjęcia. Z ogromnym trudem zasunęłam walizkę.
Wypakowałam walizkę. Zmniejszyłam ubrania i wszystkie rzeczy, które chciałam spakować. Bez trudu zasunęłam walizkę.
Wyjrzałam przez okno, patrząc na służby i pojedyncze już paparazzi. Pomyślałam bez cienia tęsknoty, że już tego nie będzie. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju. Stały w nim już puste meble, które bez ukochanych, słodkich bibelotów nie były już takie piękne. Ostatnia myśl, jaka przyszła mi na Solarii, to "ciekawe, po jakim czasie matka zorientuje się, że mnie nie ma".
- Teleportacja... - wyszeptałam cicho i ostatni raz wyjrzałam przez okno. To był mój ostatni pobyt tutaj, a przynajmniej myślałam, że taki będzie.

W czasie teleportacji poczułam mocne uderzenie w głowę. Zrobiło mi się słabo i zemdlałam.
Znalazłam się w starym pokoiku w Alfei. Trochę byłam zdziwiona, bo był tak urządzony siedem lat temu, kiedy dopiero zapoznałam się z moimi współlokatorkami. Uśmiechnęłam się na samą myśl i ciężko było mi uwierzyć, że kiedyś byłam taka naiwna i głupia. "Kiedyś...", brzęczało mi w głowie to słowo.
Kiedyś byłam małą księżniczką rodziców. Kiedyś spowodowałam zniszczenia w szkole. Kiedyś poznałam moje przyjaciółki. Kiedyś dowiedziałam się o swojej przyrodniej siostrze. Kiedyś zakochałam się w Valtorze. Kiedyś związałam się z Brandonem. Kiedyś nasz związek przechodził kryzys.
Teraz nas już nie ma.
Potrząsnęłam głową, tak jakbym próbowała wymazać z pamięci te złe chwile. Wiem, że się nie dało.
- Halo? Jest tu ktoś!? - krzyknęłam niepewnie. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Nie mogłam być w pokoiku, który przypominał mi mój nieudany związek i zdradę. Te wspomnienia piekły jak mocne uderzenie w twarz. Odruchowo roztarłam policzek, próbując pozbyć się tego uczucia. Bolało.
Ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka. Byłam zdumiona.
To byłam ja jako siedemnastolatka. Wtedy, kiedy tak naprawdę zaczęła się moja przygoda z Klubem Winx, kiedy rozpoczął się czas intensywnej nauki... i kiedy się zakochałam. Tak, wiem, to głupie, że ciągle to wspominam, ale z Brandonem naprawdę mnie coś łączyło.
- Hej! - zaszczebiotała kiczowato ubrana dziewczyna, szeroko się uśmiechając. Jak dla mnie, to wyglądała trochę sztucznie.
- No... hej? - odparłam niepewnie. Poczułam, że się chwieję i to wcale nie było przyjemne uczucie. Poczułam kłujące mrowienie na plecach. Gdy to po kilku sekundach ustało, wymusiłam uśmiech na swojej twarzy, kierując go w stronę Stelli.
- Co tam? Pójdziesz ze mną za zakupy? Teraz nastał nowy sezon, muszę sobie kupić nowe ciuchy. - powiedziała takim tonem, tak jakby te zakupy były sprawą życia i śmierci. Zdziwiona popatrzyłam na nią, nie mogąc uwierzyć, że kiedyś taka właśnie byłam.
- Nie mogę, muszę... - urwałam w obawie, że mogłaby to komuś powtórzyć. Do oczu napłynęły mi łzy, które próbowałam odpędzić. Spojrzałam na młodą nastolatkę. W jej oczach pojawił się strach. Może mi się wydawało, ale miałam wrażenie, że cicho mówi do mnie: "Współczuję...". Nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony marzyłam o ucieczce, ale z drugiej... przecież Stella nie wydawała się złą osobą. Postanowiłam zaczekać do chwili, kiedy znowu poczuję mocne uderzenie i przeniosę się do czasów współczesnych. Chyba nikogo nie obchodziło to, że będę się czuła fatalnie przez najbliższe tygodnie.
- Rozumiem. - powiedziała cicho, odwracając głowę w stronę okna. - Ale dlaczego jesteś smutna? Powinnaś się cieszyć, że masz takie życie i możesz wszystko.
- Łatwo ci mówić, Stello... - westchnęłam, kierując wzrok na zdjęcie rodziców. Dostrzegłam drobne rysy i zorientowałam się, że było wcześniej przedarte na pół.
- Łatwo mi mówić, tak? - zapytała zdenerwowana. - Tak, to strasznie fajnie wysłuchiwać kłótni rodziców, wszystkich poleceń, gróźb wobec mnie. Wszystko robię źle. Nawet nie wiesz, jaka czuję się upokorzona, odkąd dostałam naganę przy całej szkole. To bardzo miłe, naprawdę... Nawet nie wiesz, że...
Nie słuchałam jej dalej. Poczułam, że bardzo boli mnie głowa i powoli siadam na łóżku. Widziałam swój dawny pokój i Stellę jak we mgle, a słyszałam jedynie szum. Zasnęłam.

- Halo? - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą pochyloną brunetkę. Podniosłam się i znów opadłam na poduszki.
- Hej... - wyjąkałam. Nie znałam jej, a nawet nie wiedziałam, gdzie jestem.
- Vera, to ja, Hanka! - powiedziała głośno brunetka, wzdychając. Usiadła na krześle i odwróciła się do lusterka, po czym zaczęła poprawiać delikatny makijaż. Musiałam przyznać, że była bardzo ładna, a jej włosy sięgające jedynie do ramienia dodawały Hance uroku. Jej twarz w tym momencie była bezbarwna, ale zaraz się rozjaśniła.
- Słuchaj, teraz idę na randkę z takim przystojnym ciachem... - mrugnęła porozumiewawczo. - Wrócę wieczorem. Pamiętaj o jutrzejszym wykładzie! - dodała i słysząc szum motoru, wybiegła. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam chłopaka siedzącego na lśniącym czarnym motorze. Po chwili za nim usiadła Hanka i odjechali.
"Ta to ma życie", pomyślałam. Spojrzałam w lusterko i zobaczyłam piękną blondynkę o ciemnozielonych oczach.
Nie wiedząc, dlaczego nazwała mnie Vera, sięgnęłam po torebkę i postanowiłam dowiedzieć się czegoś na temat swojej tożsamości.
Po chwili przeszukiwań znalazłam swój dowód osobisty - przynajmniej ja na nim widniałam. Nazywam się Veronique Castain...? Dlaczego...? Nawet rok urodzin jest inny.
24.02.1995.
Wiedziałam, że skądś znam tę datę, jednak nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Jak mogłam stać się kilka lat młodsza? To chyba niemożliwe?
Czując się jak po kilku wypitych kieliszkach wódki, stanęłam na nogi i poczłapałam do kuchni. Opadłam na krzesło i szybko nalałam sobie szklankę wody. Wypiłam ją i wróciłam do pokoju. Ledwo mogłam się utrzymać. Oparłam się o ścianę.
"Powiedz mi, czy ty też chcesz żyć tak jak ja?"
W głowie szumiały mi słowa starszej Stelli. Złapałam się za głowę, tak jakbym wierzyła, że tym gestem wymażę je z pamięci i zacznę życie od nowa.
"Być ciągle nieszczęśliwa i pod pantoflem mamusi, która udaje, że chce dla ciebie dobrze, a tak naprawdę na twoich oczach robi z ciebie wyrodną córkę?"
Mama. Zamknęłam oczy i zaczęłam ręką uderzać ścianę. Tak, tak.
"Powiedz mi, czy ty takiego życia chcesz?"
Nie chcę! Chcę tylko zmienić swoje życie, zapomnieć o Brandonie i Bloom, o rodzicach, żyć tak jak ziemskie nastolatki, mieć swoich idoli i niespełnione marzenia!
"Przecież masz prawo być szczęśliwa." - Nie! - krzyknęłam. Otworzyłam oczy.
Bezsilnie rozglądałam się po pokoju. Był obładowany stertą książek i magazynów. Z książek zapewne uczyłyśmy się do egzaminów, a gazetki czytałyśmy w wolnych chwilach. Czułam się dziwne, tak jakbym zabierała Hance i przypisywała sobie jej dokonania. Nie byłam przekonana, że to z nią dzieliłam mieszkanie i - po części - życie. Domyśliłam się, że jest moją przyjaciółką. Ale nie wiem, czy umiałabym bez skrępowania opisywać swoją przeszłość, zwłaszcza że raczej nie wierzy we wróżki i zdradę księcia na białym koniu.
Sięgnęłam po jedno z czasopism i beznamiętnie zaczęłam je kartkować. Bezsens. Tanie plotki ze świata gwiazd. Odłożyłam je i włączyłam radio. Usłyszałam głos jakiejś piosenkarki, która śpiewała: "Mogę mieć rogatą duszę, mogę wszystko, nic nie muszę". Uśmiechnęłam się i zaczęłam sobie nucić, mając wrażenie, że gdzieś ją słyszałam. No tak. Przecież teraz jestem Veronique Castain.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

#2

Życie staje się niesamowicie trudne, kiedy z dnia na dzień tracisz oparcie we wszystkich i postanawiasz uciec. Ot tak, pozostawiasz całe swoje życie za sobą i uciekasz. Od odpowiedzialności, obowiązków, całej przeszłości. Jedynym, co na ciebie czeka, jest przyszłość pełna blasku.

#o43. "Cambio dolor..."

Witajcie! :) Mam nadzieję, że szablon jest ładny. Napisałam kolejny rozdział, który jest dość długi. Miałam dość dużo weny i zapisałam swoje pomysły ^^. A, i jeszcze jedno. Dziękuję Wam za 1,600 wyświetleń na blogu. To dla mnie naprawdę dużo. No dobrze, to rozdział 8. ~*~ - Faragondo, ale dlaczego musimy ją odnaleźć? Co się stało? - zapytała Flora. - Jak wiecie, zniknęła, a musimy powiedzieć jej coś bardzo ważnego. To znaczy, ja i jej mama. To naprawdę pilne! - A... czy to dotyczy nas, czy tylko Stelli? - powiedziała Tecna, bawiąc się kosmykiem włosów. Nie interesowała jej ta cała sytuacja. Chciała tylko zdobyć Magicalix, zresztą tak jak pozostałe czarodziejki oprócz Flory. - To dotyczy tylko Stelli i jej koleżanki. Wyruszajcie na Ziemię. - odparła Faragonda i zanim Winx się spostrzegły, były już w Gardenii. - Ale zrobiła się chamska, nie dała się nam odpowiednio ubrać! - odezwała się bezczelnie Aisha. - Aisha! Dlaczego się tak odzywasz?! Wcześnie

#o51. Kamila

Hej :3. W końcu postanowiłam wrócić do tego bloga. Na razie zawiesiłam opowiadanie, jednak na pewno kiedyś do niego wrócę ^^. A teraz mój kolejny słaby wytwór bez tytułu. Tak, wiem, że jest krótki. Dziewczyna przebudziła się i wyjrzała przez okno. Mimo tego, że jej okno znajdowało się na pierwszym piętrze, na trawie zobaczyła poranne kropelki rosy. Dzień zaczynał się wprost fantastycznie. Szkoda tylko, że był to poniedziałek i znów zaczynał się kolejny tydzień szkoły. - Ach... - westchnęła cicho i zaczęła wpatrywać się w ogród wypełniony pięknymi kwiatami. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi pokoju. - Tyśka, otwieraj! Za pół godziny musisz wyjść do szkoły! - usłyszała stanowczy głos matki, która najwyraźniej była czymś bardzo zdenerwowana. Nastolatka zdusiła w sobie jęknięcie i wolno skierowała się w stronę szafy. ***** - Dzień dobry, nazywam się Elżbieta Zawadzka i będę uczyła was fizyki. Wiem, że to może trochę nieodpowiednie, zmieniać nauczycielkę w trze