Witajcie! Dziś mam
dla Was nowy rozdział. Proszę Was o jedno - komentujcie mój
rozdział na WinxBlogger, na asku, na Gadu-Gadu lub tutaj, bo
komentowanie mnie motywuje. A stale ocenia je tylko Stell.
Za każdy komentarz serdecznie dziękuję. ;3
~*~
Stella, słysząc
płacz i krzyki dziewczyny zbiegła na dół. Jednak to, co widziała
przez okno, zaciekawiło ją. Las wokół jeziora Roccaluce się
palił...
- Cześć... -
wychlipała dziewczyna.
- O co chodzi? -
spytała zaniepokojona blondynka.
- Tam, las się
pali! - wskazała palcem na jezioro i las wokół niego.
„O nie!” -
pomyślała niezadowolona Stella. - „Las się pali! To niemożliwe!
Przecież jest zaczarowany i odporny na zwykły ogień!”
Zawołała wszystkie
Winx. Najdziwniejsze było to, że wśród nich nie było Bloom...
Już wiedziała, kto przyczynił się do pożaru zaczarowanego lasu.
Dziewczyny dokonały przemiany w Mythix i poleciały ratować
magiczne drzewa.
Tymczasem w Alfei
zrobił się wielki chaos. Wszystkie dziewczyny z przemianą
Enchantix'u, Believix'u i Harmonix'u chciały lecieć na ratunek, a
nauczyciele powstrzymywali je. Ta misja była niezwykle
niebezpieczna. Szkoła chwilowo została otoczona magiczną ścianą,
by młodziutkie wróżki nie odlatywały.
A Winx walczyły z
ogromnym ogniem. Nie miały wątpliwości, że to rudowłosa
strażniczka potężnego mocy.
- Aisha Morfix! -
krzyknęła księżniczka Androsa.
- Kwiatowy czar! -
szepnęła Flora.
- Słoneczny żar!
- powiedziała pewna siebie Stella.
- Moc kalkulacji! -
odparła Tecna, rzucając iskierki w płomienie.
- Mocna piosenka! -
zaśpiewała Musa.
- Konwergencja! -
krzyknęły i utworzyły krąg nad płonącym lasem. W tej chwili
wszystko zależało od skupienia czarodziejek, które w tej chwili
poświęcały swoje moce dla ukochanego lasu.
Dostrzegły Bloom,
która...
*
- Hejka, Suzanne! -
usłyszała głos, ale nie wiedziała, do kogo należy.
- Znamy się? -
odparła chłodno i odwróciła się. Spojrzała w twarz dziewczyny,
której nie znała.
- Słyszałam o
twoim ojcu. Jestem Lucy, przyjaciółka Julii. Tej pobitej
dziewczyny. - powiedziała szyderczo, a Suza się zaczerwieniła.
- Dlaczego mam
płacić za błędy ojca? To nie moja wina, że pobił moją dawną
przyjaciółkę. - odwróciła głowę.
- Słuchaj, twój
ojciec wychodzi z więzienia. A jak wyjdzie, to ciebie nie będzie na
Ziemi, rozumiesz? - zagroziła.
- Po pierwsze, to
nie jest mój ojciec. - powiedziała Suzanne, czym zaskoczyła Lucy.
- Po drugie, pochodzę z Solarii, a rodziny królewskiej. Nie musisz
się o mnie martwić. - wysyczała prosto w oczy zaskoczonej
dziewczyny i odeszła. Nie mogła znieść tych wszystkich
komentarzy, musiała opuścić Gardenię przynajmniej na jakiś czas.
*
Bloom płakała.
Siedziała w samym środku lasu nad jeziorem Roccaluce. Płomienie
prawie ją dosięgały.
- Uważaj! -
krzyknęła przerażona Aisha. - Fala Morfix'u!
Rudowłosa
dziewczyna była cała przemoczona, ale dziewczyny podniosły ją do
góry i odleciały w stronę Alfei.
- Dlaczego
podpaliłaś las? - zapytała Flora, gdy były już na miejscu.
- Chciałam
zniszczyć miejsce, które kojarzyło mi się ze Sky'em. Nienawidzę
jeziora Roccaluce, nienawidzę siebie! - krzyknęła i wpadła w
histeryczny płacz.
Czarodziejki
popatrzyły na siebie zdumione. Bloom, która tak się zachowała? To
nie pasowało do niej, to nie było możliwe! Dawna liderka Winx...
- Na razie wtrąćcie
ją do lochu. - rozkazała Faragonda. Nie spodziewała się tego po
swojej dawnej ulubienicy.
Wróżki nie mogły
w to uwierzyć. Przyszła straż i po kilku minutach Blooma znalazła
się w lochu, a przyjaciółki nie chciały jej widzieć za to, co
zrobiła. Wyczerpane opadły na fotele w swoim pokoju.
- Wiecie co... -
powiedziała Musa. - A może Bloom zaplanowała to sobie wszystko
wcześniej?
- Ale co masz na
myśli? - zapytała księżniczka Zenithu.
- Że ona
specjalnie została liderką, by później wyciąć taką akcję...
Wiem, bez sensu. - czarodziejka muzyki machnęła ręką i spojrzała
na zegarek. Była 2:53.
- Lepiej chodźmy
spać, bo teraz głupoty gadamy. - powiedziała Flora i wszystkie
ułożyły się do łóżek, a po półgodzinie zasnęły. Tylko
Stella myślami była nieobecna. Myślała nad wydarzeniami ostatnich
dni i nad tym, że Magicalix przestał ją obchodzić.
*
Luna obudziła się.
Miała straszny sen o samobójstwie Stelli. Odruchowo zakryła usta
ręką i nerwowo poruszyła się. Na szczęście jej mąż ciągle
spał, więc kobieta odetchnęła z ulgą.
Zaniepokojona
otworzyła portal do Alfei, a w jej głowie kotłowały się straszne
myśli. Spanikowała, gdy zobaczyła chaos wśród uczennic. W tłumie
dostrzegła Faragondę i natychmiast podbiegła do niej,
przestraszona całą tą sytuacją.
- Faragondo! -
powiedziała, gdy była już przy nauczycielce. - Co się stało?
- Bloom chciała
podpalić las wokół jeziora Roccaluce, a tym samym popełnić
samobójstwo. - kobieta odwróciła głowę.
- I co? - w oczach
Luny pojawiły się łzy. - Co się z nią stało?!
- Nic się nie
stało, została wtrącona do lochu. I spokojnie, Stella jest w swoim
pokoju. - próbowała uspokoić ją dyrektor. Ale nic z tego. Luna
zaczęła biec po schodach aż do pokoju córki. Zastała ją
siedzącą na parapecie, najwyraźniej nad czymś myślała.
- Stello! -
krzyknęła kobieta. Dziewczyna o mało nie spadła na dziedziniec.
- Mamo... dlaczego
mnie straszysz? - czarodziejka próbowała krzyknąć, ale akurat
była zbyt łagodna, by to zrobić.
- Myślałam, że
coś ci się stało... Wolałam upewnić się, że wszystko w
porządku. - odparła Luna, tuląc do siebie Stellę.
- Mamo, coś
knujesz... - powiedziała z udawaną obojętnością dziewczyna.
Kobieta westchnęła.
Opowiedziała jej o zachowaniu ojca, o swoim śnie i złych obawach.
Stella przestraszyła się. Nie chciała, by rodzice znów brali
rozwód... i nie chciała kolejnej powtórki wczorajszych wydarzeń.
Wystarczyło jej to, czego się dowiedziała od Luny. Zrozumiała, że
może jej zaufać, a na ojca... no cóż, po prostu nie może liczyć.
- Posłuchaj... -
powiedziała matka Stell. - Istnieje taka planeta, Helaria. Jest to
słonecznej planety, czyli Solarii. Na niej panują osoby, które
mają tzw. „zimne” imiona. Musisz się strzec tych osób, inaczej
będą chciały cię zabić.
- Ale... co ja im
zrobiłam? - spytała roztrzęsiona dziewczyna. Luna podała jej
kubek gorącej czekolady.
- Ty nie, ale ja i
Drużyna Światła. Walczyliśmy z Helarią i tamta planeta
przegrała, jednak niedawno byłą odbudowywana na nowo. Musisz się
strzec tych ludzi, ponieważ mogą cię zniszczyć. - dodała królowa
i zamyśliła się.
- Ale... przecież
to Suzanne jest twoją córką, nie ja? - Stella dopiła czekoladę i
odstawiła kubek na szafkę.
- Masz rację,
jednak wszyscy są przyzwyczajeni, że to ty nią jesteś. - odparła
Luna. - Czas na mnie muszę wracać na Solarię. Ojciec mnie wzywa,
musi ze mną ustalić najdrobniejsze szczegóły waszego przyjęcia.
W końcu jesteśmy małżeństwem...
- To dlaczego się
z nim nie rozwiedziesz?
To pytanie zbiło z
tropu Lunę. Nie spodziewała się tego od Stelli, która tak bała
się, że się rozwiodą.
- Myślałam, że
nie chcesz tego. - powiedziała Luna drżącym głosem.
- Sama uczysz mnie,
że mogę polegać tylko na sobie. Że to ja jestem silna. Mamo, całe
życie przed tobą! Na planetach są inni faceci, którzy ciebie
pokochają, nie tak jak... - to słowo nie mogło Stelli przejść
przez gardło. - … sama dobrze wiesz, jak król. Nie może się
tobą wysługiwać, kiedy tylko zechce. Bądź asertywna...
- Masz rację,
Stello. - przyznała Luna. - Ale naprawdę jest już późno, muszę
już iść.
- Dobranoc, mamo. -
szepnęła Stella i pomachała kobiecie na pożegnanie. Po jej
wyjściu znów usiadła na parapecie i rozmyślała o wszystkim, co
wpadło jej do głowy, a także o Valtorze, który tej nocy do niej
zadzwonił. „Urocze.” - pomyślała o nim ciepło i na chwilę
przymknęła oczy, wyobrażając sobie, co by było, gdyby jednak
znalazł się w Alfei.
*
- Hejka! - zawołała
Suzanne, która następnego dnia rano znalazła się w magicznej
szkole. Czuła się tutaj jak u siebie. Musiała wziąć długi urlop
do szefowej, która zapewniła ją, że jej stanowisko zawsze będzie
na nią czekało. W pamięci ciągle miała krótką rozmowę z Lucy,
która jej groziła. Brr. Niemiłe wspomnienie.
- Suzanne, jak miło
cię znów widzieć! - krzyknęła Roxy na powitanie. Współlokatorka
aż się uśmiechnęła, było jej bardzo miło z powodu powitania. -
Jednak wróciłaś!
- Tak... -
dziewczyna zawiesiła głos. Chciała jak najszybciej porozmawiać z
Luną.
- Winx oglądają
jakiś serial, może do nich dołączysz? - spytała wesoło Roxa.
„... i do swojej własnej siostry? Z miłą chęcią.” -
pomyślała złośliwie Suzanne. Tak naprawdę nie miała nic
przeciwko do Stelli, tylko bolał ją fakt, że jej współlokatorka
nic o tym nie wiedziała.
-Nie, dzięki, muszę
się rozpakować. Na Solarii zostawiłam kilka rzeczy, więc chciałam
się tam jeszcze wybrać. - skłamała dziewczyna, układając
książki na biurku.
- Okej, jakby coś
się działo, to jestem u nich. - uśmiechnęła się promiennie Roxy
i wyszła z pokoju. „Ona jest szczęśliwa, a ja?” - pomyślała
Suza. - „Nawet nic o mnie tak naprawdę nie wie. Okej, strasznie
się cieszę, że nie musi wysłuchiwać mojej litanii wspomnień...”
*
Stella przebrała
się i nałożyła sobie delikatny makijaż. Wyglądała naprawdę
świetnie. Chwyciła torebkę i już miała otworzyć portal na
Solarię, gdy zadzwonił dzwonek francuskiej piosenki. To była
Suzanne.
- Halo, o co
chodzi? - spytała pośpiesznie.
- Otworzyłabyś mi
portal na Solarię? - odparła Suza.
- Oczywiście,
chodź do mojego pokoju. - powiedziała Stella.
Po kilku sekundach
już widziała prawdziwą córkę Luny i Radiusa. Chciało jej się
płakać, że to nie ona jest dziedziczką tronu planety Słońca...
bo przez całe życie była okłamywana. Westchnęła.
Po chwili dziewczyny
były już na Solarii, na której było ciemniej niż zazwyczaj.
Stell czuła, że dzieje się coś złego, ale nie chciała niepokoić
Suzy.
- Światło
Solarii! - krzyknęła i uniosła się w górę, przemieniając się
w Mythix.
- Co się dzieje? -
spytała zaniepokojona prawdziwa córka Luny.
- Czuję, że coś
złego. Chodźmy do pałacu. - odparła czarodziejka Słońca.
Królestwo było
kamienne i szare. Ludzie byli przygaszeni i smutni, ich ton głosu
przypominał roboty. Rośliny stały się martwe, a zwierzęta nic
nie mówiły. Ubrania w sklepach były tylko w kolorze czarnym.
„Czyżby jakaś żałoba?” - pomyślała Stell.
- Witajcie! -
powitała je radosna królowa, jednak spoglądając na smutną
Solarię spuściła głowę.
- Co się tutaj
stało? - po raz kolejny spytała Suzanne.
- Zaatakowała nas
planeta Ciemności i Lodu. Ludzie na niej są zimni, tacy jak tutaj.
Nie okazują sobie uczuć. - zaczęła Luna. „Tak, jak kiedyś było
na planecie Tecny...” - przemknęło Stelli przez myśl. Z każdą
minutą Solaria coraz bardziej szarzała. - A ta planeta to...
- ... Helaria. -
dokończyła szybko Stell.
- Proszę,
wezwijcie szybko Winx i lećcie ratować cały magiczny wymiar. -
odparła błagalnie królowa.
- Okej, tylko się
nie denerwuj. - powiedziała czarodziejka Słońca.
- Dziękuję wam,
możecie iść... naprawdę, muszę wracać do pałacu i ratować
tych wszystkich ludzi. Bez waszej pomocy będzie ciężko.
*
Tymczasem
czarodziejki i Roxy oglądały sobie fakty z magicznego wymiaru,
chociaż to ich nie interesowało. W telewizji nie było nic
ciekawego, a nie chciały wyłączać. Flora poszła zrobić popcorn,
Musa piłowała paznokcie, Tecna pisała z Timmy'm, a Aisha
zapisywała swoje postanowienia. Tylko Roxa oglądała fakty.
Nagle na ekranie
pojawiło się coś, co ją zaniepokoiło.
- Zobaczcie!... -
krzyknęła. Dziewczyny spojrzały w ekran.
- Na Solarii
pojawiają się niepokojące rzeczy. - mówiła dziennikarka z
przejęciem. - Staje się zupełnie szara, tak jak Helaria. Z każdą
minutą jest coraz gorzej. Nie wiadomo, co można dalej robić.
Chwilę później
było słychać szum, jednak po kilku minutach na ekranie pojawiła
się dobrze znajoma im osoba.
- Dziewczyny, wiem,
że to oglądacie. Błagam, przylećcie na Solarię! Jest coraz
gorzej! Potrzebujemy waszej pomocy. To jest naprawdę pilne.
Winx zaniepokoiły
się i niemal natychmiast pojawiły się na planecie Słońca.
- Hejka. Lecimy na
Helarię. Poczekajcie na mnie, tylko wykonam ważny telefon. -
powiedziała szybko Stella i pobiegła do pałacu. Suzanne wzruszyła
ramionami, bo także nie wiedziała, o co chodziło czarodziejce.
W rzeczywistości
chciała zadzwonić do Valtora.
- Księżniczko, to
o której się widzimy? - usłyszała ciepły głos w słuchawce.
- Słońce, dziś
się chyba nie zobaczymy. - odparła.
- Dlaczego?
- Mam ważną
walkę, Helaria zaatakowała Solarię. Naprawdę, to ważne. Muszę
kończyć. - powiedziała.
- Wierzę, że
wszystko będzie dobrze. Do zobaczenia. - zapewnił chłopak, a
Stella rozłączyła się i pobiegła do przyjaciółek. Najpierw
ustaliły plan działania, by zaatakować z ukrycia.
*
- Eternity, dobrze
wiesz, że musisz w końcu zadziałać! - krzyknęła królowa.
- Tak, mamo, ale ta
planeta jest bardzo silna... - westchnęła dziewczyna.
- Mnie to nie
interesuje, masz pokierować działaniami robotów. Żegnam. -
odparła zimno Princesa i usiadła na lodowym tronie. Rządziła
Helarią już od wielu lat, więc doskonale wiedziała, jak
manipulować ludźmi. Eternity była jej córką, którą traktowała
jak służącą. Nigdy nie powiedziała do niej „córeczko” i nie
miała takiej ochoty. A kiedyś była miłą, pomagającą
bezinteresownie dziewczyną, jednak władza całkowicie ją zmieniła.
Straciła chłopaka i zabiła rodziców.
- Mamo, mamy
gościa... - powiedziała cicho Eternity.
Komentarze
Prześlij komentarz