Przejdź do głównej zawartości

#2

Życie staje się niesamowicie trudne, kiedy z dnia na dzień tracisz oparcie we wszystkich i postanawiasz uciec. Ot tak, pozostawiasz całe swoje życie za sobą i uciekasz. Od odpowiedzialności, obowiązków, całej przeszłości. Jedynym, co na ciebie czeka, jest przyszłość pełna blasku.

Nie, nie jest pełna blasku. Myślałam, że tak będzie wcześniej. Ale boję się, boję się okropnie. Funkcjonowałam w stabilnej sobie rzeczywistości. Miałam zaplanowaną przyszłość po same gwoździe w trumnie. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do wygód, że przebywanie w bogatej społeczności weszło mi w krew. A teraz uciekłam.

Czy jestem tchórzem? Cóż, to bardzo prawdopodobne. Czy zaszkodzi mi impulsywność? Odpowiedź jest taka, jakiej udzielam na pierwsze pytanie. Do licha, gdzież uciekła moja niezachwiana pewność siebie!? Zostaję z całym strachem i niepokojem o przyszłość. Sama. Sama jak palec.


Ile razy jeszcze pomyślę, że się boję, będąc skuloną w kącie pokoju i dusząc się od płaczu? Cholerny Brandon! Cholerna Bloom! Dlaczego to wszystko się stało? Dlaczego oni mi to zrobili? Na Solarię, nie mogę przestać płakać. Nie mogę przestać, tak bardzo boli mnie serce, a minęło już wiele czasu. Czuję się tak, jakby ktoś dosłownie mi je wyjął i podarł je na strzępy. Nie rozumiem tego, dlaczego to się stało...


Wstaję, podchodzę do okna i je otwieram, po czym znowu odpalam papierosa, już po wszystkich kolejnych, których filtry leżą w popielniczce. I patrzę w niebo przekrwionymi oczami, pragnąc z całych sił, by koszmar w mojej głowie się skończył. Chciałabym wymazać swoją pamięć, widziałam to w jakimś filmie, chciałabym to zrobić i nie przejmować się już tymi osobami, które zrobiły mi krzywdę. Czy boli mnie to, że zostałam skrzywdzona, czy to, że wcześniej tego nie zauważyłam?


Nie mam siły i źle się z tym czuję.


Wypuszczam dym po raz ostatni i kładę się do łóżka, choć wiem, że nie zmrużę oka. Tak, minęło dużo czasu, a ja wciąż jestem bezsenna. Nie wzięłam swoich leków z Solarii, muszę do nich wrócić.


Chciałabym tam wrócić, ale momentalnie przypominam sobie ich razem, mam ten obraz w pamięci, on jest niszczący. Dwoje najbliższych mi ludzi. Moja miłość.


Nie mogę, wpadam w mętlik, nie umiem się wyciszyć.


Trwa noc, ale wychodzę na ulicę. Ubrałam się lekko, ale jest wystarczająco ciepło, nawet parno. Krążę uliczkami, których kompletnie nie znam. Nie wiem, czy będę umiała wrócić. Prawie cały czas spędzam w mieszkaniu, śpię i płaczę na zmianę.


Czy to noc wyrwania się z marazmu? Możliwe.


Choć w grę wchodzi jeszcze coś nie chcę zostać znaleziona. Uciekłam. Zostawiłam kartkę nabazgraną na szybko, ale... rany, jakie to egoistyczne z mojej strony. Zostawiłam wszystko.


Z drugiej strony, myśl o egoizmie sprawia, że spoglądam w witrynę sklepową. Widzę zwykłą dziewczynę z podkrążonymi oczami. Gdybym założyła okulary przeciwsłoneczne, mój smutek mógłby być niewidoczny. Nagle robię niespodziewany dla siebie gest – składam palce w dłoniach, imitując wystrzelające pistolety, i przybieram na twarz zawadiacki uśmiech. I patrzę na siebie znów jako na tę, która mogłaby przyciągnąć miliony.


Nie wierzę, że udawanie mogłoby ukoić mój ból. Coś jednak jest w tym, co wykonuję w tej chwili. Czuję się dawną sobą. Tylko w tym momencie. Pierwszy raz od dwóch miesięcy. Wpadam w euforyczny stan, ale nie na długo; przypominam sobie o wszystkim, co doprowadziło mnie do obecnego momentu.


Pierwszy raz chcę z tym walczyć.



Drogi dyktafonie, nie wspomniałam o czymś. Wiem, że to mój przywilej. Choć czuję się zupełnie sama, nie jestem tu sama. To mieszkanie mojej dobrej znajomej, które mi udostępnia, znając moją sytuację. Dawniej kursowałam pomiędzy Solarią a Gardenią. Nigdzie nie było tak dobrych imprez jak tutaj, na Ziemi. Faktycznie Lara jest jedyną osobą, do której mogę się zwrócić o pomoc, tylko ona została mi z dawnego imprezowego grona. Reszta to znajomi moi i Brandona; trudno się pozbyć wspomnień z osobą, z którą spędziło się wiele życia.


Dużą rolę odgrywa tu fakt, że znajoma miała u mnie dług. Dość spory, pomogłam jej kiedyś w kryzysowej sytuacji, ale to stare dzieje. Miała okazję na rewanż i wykorzystała ją. Szczęśliwy zbieg okoliczności! Kapitał społeczny działa w najlepsze.


W każdym razie, naprawdę czuję się już lepiej. Odrobinę, to nie jest świetny stan. Doskwiera mi chroniczny brak snu, ale przynajmniej nie płaczę. Przeglądam za to Internet, który wciąż jest dla mnie czymś zaskakującym. Szczerze mówiąc, w Magixie zostaliśmy przy podstawowej technologii, dopracowanej magią. Internet... jest nieskończony.


Lara podsuwa mi strony z wyszukiwaniem pracy, ale to niestety czarna magia dla mnie. Posada kelnerki? Sprzątaczki? Recepcjonistki? Żołnierki? Nie zajmowałam się niczym takim. Przez całe życie uczyłam się magii i interesowałam się modą, prawdopodobnie żadne moje zainteresowanie nie było osiągalne w Gardenii, dla takiego laika jak ja.


Wzdycham. Wyłączam laptop, po czym patrzę na swoje odbicie w ekranie. Dziś wyglądam tak, jak się czuję – lepiej. Wcześniej rozczesałam umyte włosy, a po pielęgnacji twarzy nałożyłam korektor pod oczy i pomalowałam rzęsy. Zmiana mało zauważalna, ale wyglądam, jakbym żyła. Jakoś.


Wzdycham ponownie, bo przecież to przyjemnie romantyczna czynność, po czym sięgam kolejny raz do pliku wymiętoszonych zdjęć. Widok dawnych projektów podtrzymuje mnie przy życiu. To te najwspanialsze, moje ulubione. Nieraz niedocenione przez solarijskich projektantów, ale to nieważne. Moje w stu procentach.


Trzymam w dłoni swój absolutny faworyt. Przyciąga uwagę, jednak wydaje się nieskomplikowany, dopiero przy bliższym spojrzeniu można dostrzec detale. Suknia wykonana w całości z jedwabiu, mojego ukochanego materiału, w kolorze różowego cappuccino na prawie całej długości. Idealnie przylega do ciała i sięga aż do samej ziemi, tworząc niedługi ogon. Jest obszyta srebrną, połyskującą nicią. Opiera się na jednym, srebrnym ramiączku, które tworzy element elipsy na dekolcie.


Nieskończony projekt, właściwie nigdy niezrealizowany. Patrzę jedynie na zdjęcie szybkiej wizualizacji. Miałam wrażenie, że stworzenie tej sukni odbierze jej całą magię marzenia. Myślałam, że jestem niegodna stworzenia czegoś tak pięknego. Choć z całego serca kochałam jedwab, unikałam go, czując, że jest dla mnie zbyt luksusowy. Nie w kontekście bogactwa, skoro zawsze byłam bogata powinnam dostąpić zaszczytu noszenia go w chwili, gdy będę na to zasługiwać. Możliwe, że nigdy.


Kładę się na łóżku w marzeniu i trwam w bezruchu, kiedy nagle otwierają się drzwi. Odgłos przypomina mi ten, który poprzedził moje wtargnięcie do sypialni i dostrzeżenie zdrady. Momentalnie krzywię się, szybko jednak poprawiam mimikę – to tylko Lara, nikt obcy, nie muszę obawiać się ewentualnej zdrady ani czegokolwiek takiego. Choć jeśli zrobili to najbliżsi mi ludzie, dlaczego nie kumpela? Nie, stop, przestań się nakręcać.


Hej, Cole, słuchaj... -— zaczyna, wchodząc obładowana zakupami. Od razu podchodzę do niej, by przejąć część rzeczy. Skoro czujesz się już lepiej, co ty na to, żebym zajęła drugi pokój w końcu? Chyba muszę przymusić cię znowu do życia.


To, że jednego dnia czuję się lepiej, nie znaczy, że to stan permanentny uśmiechnęłam się krzywo, o ile można to jakkolwiek pokazać — ale nie rozumiem, dlaczego pytasz mnie o zgodę. Czy to nie jest twoje mieszkanie?


Dbam o twój komfort, koleżanko! — pstryka mnie w nos, a ja odsuwam się z niesmakiem i lekkim bólem. Nie przepadam za dotykiem.


Śmiało, śmiało, to będzie wygodniejsze... — biorę głęboki wdech, po czym zmuszam się do zadania najważniejszego w tej chwili pytania dla mnie: Czy moje... dokumenty już dotarły?


Lara natychmiast poważnieje, po czym kiwa głową twierdząco i zaczyna szukać ich w torebce.


O tej kwestii też zapomniałam wspomnieć, ale... nie jestem tutaj legalnie. Lara nazwała mnie "nielegalną imigrantką", bo prawda jest taka, że nie mam karty stałego pobytu, żadnego aktu urodzenia, niczego. Na Solarii zupełnie inaczej się to honoruje, wszystko jest zapisane w magii. Tutaj wydaję się nikim.


Stresuję się, bo oto za chwilę mam zobaczyć, jak wyglądają moje dokumenty i nigdy nie trzymałam w dłoniach czegoś takiego. Certyfikaty, nie certyfikaty, czuję szok poznawczy. Ogólnie czuję dużo emocji w tym momencie - tak dużo, że jestem tym przytłoczona.


Okej, mam wyciąga plik z ulgą. Akt urodzenia, dowód osobisty, prawo jazdy, ale mam nadzieję, że nie będziesz musiała nigdy jeździć, jakieś tam ważne badania i coś tam jeszcze, kto by zwracał na to uwagę.


Ostrożnie je przejmuję, tak jakbym bała się, że przy upuszczeniu ich na podłogę mogą się rozsypać w drobny mak. Patrzę na swoje zdjęcie z niedowierzaniem. Czy ja naprawdę tak wyglądam? I akt urodzenia... jak to wszystko poważnie wygląda.


Aha, zapomniałam — wskazuje na moje zdjęcie w dowodzie przerobiliśmy twoje zdjęcie w Photoshopie, będzie spoko, jak zetniesz włosy do tej długości. Blondyny z długimi włosami są rozpoznawalne, serio. A jak przefarbujesz to już w ogóle luz. Sugeruję jasny kolor, może się spłucze szybko.


A więc to jest to.


A żeby zmian stało się zadość, podaję nożyczki Larze. Jedno spojrzenie i doskonale wie, co robić. Przez chwilę zastanawiam się, czy moje moce działają również tutaj i czy tym samym wpłynęłam na nią manipulacyjnie, czy to po prostu efekt chwili. Zakłada cienkie gumki na kosmyki włosów, lekko mnie za nie ciągnie przy tej czynności, po czym tnie.


Nigdy wcześniej nie czułam lekkości i to chyba właśnie to uczucie.


Nie chcę nawet patrzeć na siebie w lustrze, wystarczy mi ta lekkość. Piękny wyraz, piękny stan. Kręcę się w piruecie i czuję, jak krótkie włosy dotykają moich policzków. Lara się śmieje, pakując włosy do plastikowego woreczka.


Ale chyba ich nie sprzedajesz, nie? czuję lekkie przerażenie, w końcu to włosy, nie mam pojęcia, czy nie mają w sobie krzty magii i tak naprawdę jak to działa…


Nie, chowam je do szuflady. Mogą ci się przydać. Na blacie zostawiam zgłoszenia, z których możesz skorzystać. Ale Cole, proszę, zrób coś z nimi. Czas ruszyć z miejsca.


Wychodzi, zostawiając mnie z dokumentami.


Jeśli jakakolwiek kolejna wersja mnie odsłucha te wszystkie nagrania, niech wie, że Lara wie, kim jestem. To za długa historia, ale doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Już podczas imprez posługiwałam się innym imieniem i właśnie na jego podstawie razem ze swoimi ludźmi stworzyła moją fałszywą tożsamość.


Nie byłam typem świętej osoby i nie będę, patrząc na fakt, że łamię odgórnie ustalone zasady. W jakiś sposób to pociągająca wizja. O tym myślę, gdy obracam w palcach najważniejszy w życiu kawałek plastiku.


______________
Hej, to ja po ponad trzech latach. Zmieniło się dużo, blog zdążył się zakurzyć, choć starałam się ów kurz zbierać regularnie.
Widać ogromny przeskok pomiędzy rozdziałami, prawda? No cóż... ponad trzy lata. Pomyślałam, że lepsze będzie pisanie "Pamiętnika" w tej, nie innej formie. Pomyślę nad zredagowaniem tamtej, choć pewnie zostawię starą wersję i tak.
Stella nie będzie ultrapozytywną postacią, jest po ciężkim i szokującym rozstaniu. A reszta bohaterek wskoczy za jakiś czas. Planowałam nieco odnowić opowiadanie pisane lata temu, widzę jednak, że dawna wizja była szkodliwa i powinnam zrobić inaczej. Naprawię to!
Mam nadzieję, że nie zabraknie mi weny. Tworzenie tego rozdziału, choć nieco na szybko, było dla mnie prawdziwą odskocznią od myśli i tęskniłam za pisaniem zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy do niego wróciłam.

Hope you enjoyed it!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

#o43. "Cambio dolor..."

Witajcie! :) Mam nadzieję, że szablon jest ładny. Napisałam kolejny rozdział, który jest dość długi. Miałam dość dużo weny i zapisałam swoje pomysły ^^. A, i jeszcze jedno. Dziękuję Wam za 1,600 wyświetleń na blogu. To dla mnie naprawdę dużo. No dobrze, to rozdział 8. ~*~ - Faragondo, ale dlaczego musimy ją odnaleźć? Co się stało? - zapytała Flora. - Jak wiecie, zniknęła, a musimy powiedzieć jej coś bardzo ważnego. To znaczy, ja i jej mama. To naprawdę pilne! - A... czy to dotyczy nas, czy tylko Stelli? - powiedziała Tecna, bawiąc się kosmykiem włosów. Nie interesowała jej ta cała sytuacja. Chciała tylko zdobyć Magicalix, zresztą tak jak pozostałe czarodziejki oprócz Flory. - To dotyczy tylko Stelli i jej koleżanki. Wyruszajcie na Ziemię. - odparła Faragonda i zanim Winx się spostrzegły, były już w Gardenii. - Ale zrobiła się chamska, nie dała się nam odpowiednio ubrać! - odezwała się bezczelnie Aisha. - Aisha! Dlaczego się tak odzywasz?! Wcześnie

#o51. Kamila

Hej :3. W końcu postanowiłam wrócić do tego bloga. Na razie zawiesiłam opowiadanie, jednak na pewno kiedyś do niego wrócę ^^. A teraz mój kolejny słaby wytwór bez tytułu. Tak, wiem, że jest krótki. Dziewczyna przebudziła się i wyjrzała przez okno. Mimo tego, że jej okno znajdowało się na pierwszym piętrze, na trawie zobaczyła poranne kropelki rosy. Dzień zaczynał się wprost fantastycznie. Szkoda tylko, że był to poniedziałek i znów zaczynał się kolejny tydzień szkoły. - Ach... - westchnęła cicho i zaczęła wpatrywać się w ogród wypełniony pięknymi kwiatami. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi pokoju. - Tyśka, otwieraj! Za pół godziny musisz wyjść do szkoły! - usłyszała stanowczy głos matki, która najwyraźniej była czymś bardzo zdenerwowana. Nastolatka zdusiła w sobie jęknięcie i wolno skierowała się w stronę szafy. ***** - Dzień dobry, nazywam się Elżbieta Zawadzka i będę uczyła was fizyki. Wiem, że to może trochę nieodpowiednie, zmieniać nauczycielkę w trze